I nadchodzi lato. wszystko w koło pięknie buchnęło majem zrobiło sie pięknie zielono i pachnąco. To jest najlepszy czas na zmiany, czas na kolejną przprowdzke. Zmieniłem adres z domku z ogordem na wielki czternasto piętrowy moloch. Widok na Liverpool cudowny zwłaszcza kiedy niebo było czyste to w oddali rysowały sie góry które znajdowały sie na Walii.
Mój Przyjaciel zaproponował mi wyjazd w góry.
Nie byle jakie góry te hiszpańskie kilkanaście kilometów za Barceloną, góry Montserrat. Góry inne niż te które widziałem do tej pory. Kształetem przypominające dłoń człowieka a może i samego Boga który dawał o sobie znać ludziom.
-Słuchajcie Jestem tutaj obecny.
Wsiedliśmy w samolot po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce. Najpierw samolot, autobus i w końcu pociąg.
Plecaki no nie powiem ciężkie jak cholera miały po dwadzieścia pięć kilogramów wypełnione spiworami namiotem jakimś jedzeniem, ubraniami, karimaty, buty.
Godzina osiemnasta na dworze skwar słońce grzeje i to nieziemsko, a my idziemy w góre z tym całym ekwipunkiem.
Na tablicy widnieje informacja z długością trasy i czasem przejścia myśle dwie i pół godziny.
Dobry czas, damy radę dojść przed zmrokiem. Pot się leje po całym ciele. Masz wrażenie że zaraz sie spalisz albo rozpłyniesz.
I zdajesz sobie sprawe że Pan Jezus jak wchodził na góre Golgote gdzie mieli Go ukrzyżować Jego Krzyż był o sto razy cięższy od tych naszysz plecaków.
Idziesz w góre i w góre i końca nie widzisz a do tego na plecach jak ten wielbłąd masz bagaż który jest ciężki jak cholera.
Po kilku godzinach wchodzenia dotarliśmy, to co zobaczylliśmy było nagrodą za nasze zmęczenie za nasz wysiłek za nasz trud. Znaczy sie to ja byłem najbardziej tym zmęczonym i narzekającym.
Mirek mówił.
-Adaś dasz rade, chodź nie przestawaj bo będzie tobie jeszczę ciężej.
-A ja mówiłem Przyjacielu zwolnij odpocznij na chwile.
I miał racje to mówiąc, co przerwa to było gorzej a plecak od tych przerw nie robił sie bardziej znośny pod swym ciężarem a wręcz przeciwnie.
Cały ten pięcio dniowy pobyt w tym miejscu mieliśmy zamiar spać pod namiotem, tylko że się dość często mierzy siły na zamiary. Pierwsza noc nie mamy siły na nic jak tylko się umyć i spać.
Obojętnie gdzie tylko spać. Spaliśmy na parkingu pod gołym niebem to również była nagroda za nasz wspólny wysiłek. Trudno było spać pod gołym niebie nie z powodu zimna tylko chałasu przejeżdżających aut i ludzi z nich wysiadających. Góry Montserrat są miejsce samowystarczalnym to jest miejsce gdzie znajduję się cała infrastruktura od kolejki górskiej która ciebie z dołu zabierzę na górę po poczte sklepy hoteliki i ogromny zakon Benedyktynów. W Montserrat znajduję figura Matki Boskiej tzw czarnej pieszczotliwie nazywanej Czarnulką. Po przebudzeniu akurat na przepiękny wschód słońca który odrobine przespałem za wyjątkiem Przyjaciela myśleliśmy co dalej. Coś tam zjedliśmy odświeżyliśmy i ruszamy w dalszą droge.
Patrze na Mirka, Mirek na mnie i widzimy że nasze twarze oraz ból ciała mówi zwolnij z tym myśleniem o namiocie.
W końcu po długim namyśle postanowiliśmy wziąść pokój w pensjonacie. Widok cudowny ściana z gór i spacerujące nocą kozy górskie. Ale to było najlepsze co w tym wypadku mogliśmy uczynić dać odpoczynek naszym zmęczonym obolałym ciałom.
Plan był taki że co dzień będziemy zmieniali miejsce noclegu, tylko nikt z nas nieprzewidział że chodzenie z plecakiem po górach w upale i skwarze mogło by nas zabić.
To co zobaczyliśmy w tych górach nie da się tego opisać żadnymi słowami. Wysoko w górach pobudowane domki dla zakonników lub pustelników którzy tam oddawali się umartwieniom i modlitwie na chwałę Bożą. Pobudowane schody na wszystkich trasach.
Patrzeliśmy na to i zadawaliśmy sobie ptanie, jak człowiek mógł te wszystkie materiały tam pownosić które były potrzebne do budowy tego wszystkiego?
Codzień po całodziennym chodzeniu po górach przychodził czas na wspólną modlitwe brewiarzową z Zakonnikami tam mieszkającymi oraz wspólną Eucharystie. Kościół powiedzmy lekko wypełniony. Kolejka do figurki Matki Boskiej ogromna.
Widać ludzie przyjeżdżają tutaj nie tylko na fizyczny odpoczynek ale i też na duchowe wakacje z Bogiem którego szukaja przyjeżdżają do Matki Boskiej z różnymi intencjami. I tak też było z nami.
-Wakacje dla ciała oraz przedewszystkim dla ducha, który był najbardziej umęczony i dawał o sobie znać.
-Słuchajcie ja potrzebuje regeneracji.
Wieczorami w oddali słychać spiew muzyke radość ludzi z faktu gdzie się znajdują.
Dziwnym i zastanawiającym dziwiękiem jaki słyszeliśmy w oddali to były drewniane dzwoneczki takie które sie wiesza przy oknie aby odpędzały złe duchy, wielu domach się one znajduję mówią że to element dekoracji a tak naprawde to diabelskie dzwoneczki.
I myśłimy sobie tutaj w takim miejscu takie dzowneczki ktoś sie odważył powiesić, nie możliwe.
-Mówie do Mirka chodź idziemy puszkać tych dzwoneczków.
Patrzymy szukamy i nic a to dalej dzwoni. A to co zobaczyliśmy przyprawiło nas o radość i śmiech.
Zgadnij co to było?
-Tak brawo zgadłeś, to nietoperze które wydawały tak dziwny dziwięk podczas latania.
I teraz mogliśmy położyć się spokojnie spać.
Na dwa dni przed naszym wyjazdem spotkaliśmy tam człowieka bezdomnego a raczej wędrowaca. Podszedł i zapytał sie po polsku czy byśmy nie mieli czegość do jedzenia. Najpierw On zaczął nam opowiadać swoją historie Mirek bardzo zainteresowany ja z koleji nie bardzo tego miałem ochote słuchać wiec sobie tak spacerowałem na około. Pamiętam zachowałem sie jak dupek i egoista gdyż nie wolno nikogo nigdy lekceważyć. Każdy człowiek zasługuje na aby go wysłuchać z szacunkiem i z miłością. U mnie tego zabrakło. Powód hmm...nie wiem.
Ten wędrowiec z plecakiem który wyszedł z rzeszowa i podąrzał do portugali był wolnym człowiekiem i zarazem szczęsliwy. Jak to możliwe dla mnie osobiście coś nie dopogodzenia, Pamiętam ciepło w sercu które poczułem wtedy, tego uczucia nie da się opisać to trzeba samemu poczuć we własnym sercu.
Zazdrościłem mu, On to jest dopiero bogaty że może sobie na cos takiego pozwolić. Na koniec Mirek przynósł mu odrobine jedzenia i się rozstaliśmy.
Ostanią noc jaką była przed nami to spędziliśmy wysoko w górach. Jedna ciekawostka jest gróbo po połnocy a tam ludzie chodzą po górach z latarkami na czole, dla mnie pamiętam cos niesamowitego.
Nocując wysoko w górach to uważaj na jakieś dziwne zwierzęta które tam się znajdują bo moga przyprawić Ciebie o zawał serca.
Miej zawsze serce szeroko otwarte gdyż nie wiesz kogo spotkasz.
A może to będzie sam Jezus?!
Mój Przyjaciel zaproponował mi wyjazd w góry.
Nie byle jakie góry te hiszpańskie kilkanaście kilometów za Barceloną, góry Montserrat. Góry inne niż te które widziałem do tej pory. Kształetem przypominające dłoń człowieka a może i samego Boga który dawał o sobie znać ludziom.
-Słuchajcie Jestem tutaj obecny.
Wsiedliśmy w samolot po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce. Najpierw samolot, autobus i w końcu pociąg.
Plecaki no nie powiem ciężkie jak cholera miały po dwadzieścia pięć kilogramów wypełnione spiworami namiotem jakimś jedzeniem, ubraniami, karimaty, buty.
Godzina osiemnasta na dworze skwar słońce grzeje i to nieziemsko, a my idziemy w góre z tym całym ekwipunkiem.
Na tablicy widnieje informacja z długością trasy i czasem przejścia myśle dwie i pół godziny.
Dobry czas, damy radę dojść przed zmrokiem. Pot się leje po całym ciele. Masz wrażenie że zaraz sie spalisz albo rozpłyniesz.
I zdajesz sobie sprawe że Pan Jezus jak wchodził na góre Golgote gdzie mieli Go ukrzyżować Jego Krzyż był o sto razy cięższy od tych naszysz plecaków.
Idziesz w góre i w góre i końca nie widzisz a do tego na plecach jak ten wielbłąd masz bagaż który jest ciężki jak cholera.
Po kilku godzinach wchodzenia dotarliśmy, to co zobaczylliśmy było nagrodą za nasze zmęczenie za nasz wysiłek za nasz trud. Znaczy sie to ja byłem najbardziej tym zmęczonym i narzekającym.
Mirek mówił.
-Adaś dasz rade, chodź nie przestawaj bo będzie tobie jeszczę ciężej.
-A ja mówiłem Przyjacielu zwolnij odpocznij na chwile.
I miał racje to mówiąc, co przerwa to było gorzej a plecak od tych przerw nie robił sie bardziej znośny pod swym ciężarem a wręcz przeciwnie.
Cały ten pięcio dniowy pobyt w tym miejscu mieliśmy zamiar spać pod namiotem, tylko że się dość często mierzy siły na zamiary. Pierwsza noc nie mamy siły na nic jak tylko się umyć i spać.
Obojętnie gdzie tylko spać. Spaliśmy na parkingu pod gołym niebem to również była nagroda za nasz wspólny wysiłek. Trudno było spać pod gołym niebie nie z powodu zimna tylko chałasu przejeżdżających aut i ludzi z nich wysiadających. Góry Montserrat są miejsce samowystarczalnym to jest miejsce gdzie znajduję się cała infrastruktura od kolejki górskiej która ciebie z dołu zabierzę na górę po poczte sklepy hoteliki i ogromny zakon Benedyktynów. W Montserrat znajduję figura Matki Boskiej tzw czarnej pieszczotliwie nazywanej Czarnulką. Po przebudzeniu akurat na przepiękny wschód słońca który odrobine przespałem za wyjątkiem Przyjaciela myśleliśmy co dalej. Coś tam zjedliśmy odświeżyliśmy i ruszamy w dalszą droge.
Patrze na Mirka, Mirek na mnie i widzimy że nasze twarze oraz ból ciała mówi zwolnij z tym myśleniem o namiocie.
W końcu po długim namyśle postanowiliśmy wziąść pokój w pensjonacie. Widok cudowny ściana z gór i spacerujące nocą kozy górskie. Ale to było najlepsze co w tym wypadku mogliśmy uczynić dać odpoczynek naszym zmęczonym obolałym ciałom.
Plan był taki że co dzień będziemy zmieniali miejsce noclegu, tylko nikt z nas nieprzewidział że chodzenie z plecakiem po górach w upale i skwarze mogło by nas zabić.
To co zobaczyliśmy w tych górach nie da się tego opisać żadnymi słowami. Wysoko w górach pobudowane domki dla zakonników lub pustelników którzy tam oddawali się umartwieniom i modlitwie na chwałę Bożą. Pobudowane schody na wszystkich trasach.
Patrzeliśmy na to i zadawaliśmy sobie ptanie, jak człowiek mógł te wszystkie materiały tam pownosić które były potrzebne do budowy tego wszystkiego?
Codzień po całodziennym chodzeniu po górach przychodził czas na wspólną modlitwe brewiarzową z Zakonnikami tam mieszkającymi oraz wspólną Eucharystie. Kościół powiedzmy lekko wypełniony. Kolejka do figurki Matki Boskiej ogromna.
Widać ludzie przyjeżdżają tutaj nie tylko na fizyczny odpoczynek ale i też na duchowe wakacje z Bogiem którego szukaja przyjeżdżają do Matki Boskiej z różnymi intencjami. I tak też było z nami.
-Wakacje dla ciała oraz przedewszystkim dla ducha, który był najbardziej umęczony i dawał o sobie znać.
-Słuchajcie ja potrzebuje regeneracji.
Wieczorami w oddali słychać spiew muzyke radość ludzi z faktu gdzie się znajdują.
Dziwnym i zastanawiającym dziwiękiem jaki słyszeliśmy w oddali to były drewniane dzwoneczki takie które sie wiesza przy oknie aby odpędzały złe duchy, wielu domach się one znajduję mówią że to element dekoracji a tak naprawde to diabelskie dzwoneczki.
I myśłimy sobie tutaj w takim miejscu takie dzowneczki ktoś sie odważył powiesić, nie możliwe.
-Mówie do Mirka chodź idziemy puszkać tych dzwoneczków.
Patrzymy szukamy i nic a to dalej dzwoni. A to co zobaczyliśmy przyprawiło nas o radość i śmiech.
Zgadnij co to było?
-Tak brawo zgadłeś, to nietoperze które wydawały tak dziwny dziwięk podczas latania.
I teraz mogliśmy położyć się spokojnie spać.
Na dwa dni przed naszym wyjazdem spotkaliśmy tam człowieka bezdomnego a raczej wędrowaca. Podszedł i zapytał sie po polsku czy byśmy nie mieli czegość do jedzenia. Najpierw On zaczął nam opowiadać swoją historie Mirek bardzo zainteresowany ja z koleji nie bardzo tego miałem ochote słuchać wiec sobie tak spacerowałem na około. Pamiętam zachowałem sie jak dupek i egoista gdyż nie wolno nikogo nigdy lekceważyć. Każdy człowiek zasługuje na aby go wysłuchać z szacunkiem i z miłością. U mnie tego zabrakło. Powód hmm...nie wiem.
Ten wędrowiec z plecakiem który wyszedł z rzeszowa i podąrzał do portugali był wolnym człowiekiem i zarazem szczęsliwy. Jak to możliwe dla mnie osobiście coś nie dopogodzenia, Pamiętam ciepło w sercu które poczułem wtedy, tego uczucia nie da się opisać to trzeba samemu poczuć we własnym sercu.
Zazdrościłem mu, On to jest dopiero bogaty że może sobie na cos takiego pozwolić. Na koniec Mirek przynósł mu odrobine jedzenia i się rozstaliśmy.
Ostanią noc jaką była przed nami to spędziliśmy wysoko w górach. Jedna ciekawostka jest gróbo po połnocy a tam ludzie chodzą po górach z latarkami na czole, dla mnie pamiętam cos niesamowitego.
Nocując wysoko w górach to uważaj na jakieś dziwne zwierzęta które tam się znajdują bo moga przyprawić Ciebie o zawał serca.
Miej zawsze serce szeroko otwarte gdyż nie wiesz kogo spotkasz.
A może to będzie sam Jezus?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz