Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.
Lecz chodźby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się wytężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar.
Nagle - gwizd!
Powrót z wakacji zawsze bywa czymś trudnym i nie kiedy bolesnym, gdyż wracasz do swojej rutyny do swoich codziennych obowiązków. Dla mnie osobiście powrót na przykład z polski był zawsze czymś smutnym ponieważ znowu nie wiem kiedy będe z bliskimi. Mówi sie jest skyp czy telefon ale to nigdy nie zastąpi spotkania w realu , samego przytulenia czy uścisku dłoni , usmiechu który Tobie dają czas który dla Ciebie poświecaja. Są to rzeczy bardzo ważne dla każdego człowieka.
Mój pobyt w Anglii zdawał się być przesądzony że zostaje już tutaj na zawsze, mam długi których nie mam możliwości spłacenia więc nie ma szans na powrót i normalne życie. Pamiętam że był to okres blisko świąt Bożego Narodzenia czas radosny kiedy witryny sklepów były już przystrojone świątecznymi ozdobami miasto mieniło sie blaskiem lampek i choinek, muzyka w radio też była już stosowna więc oczekiwało sie tego cudownego ponownego Narodzenia Jezusa. I wtedy Bóg dał mi szanse rozwiązania mojego problemu z długami i wszystko zaczęło nabierać całkowicie innej barwy pojawiło się światełko w tunelu.
A była to mój drogi kolego ogloszenie bankructwa osobistego tak zwana upadłość transgraniczna. Mieszkając na terenie państwa uni europejskiej mam taką możliwośc i wyrok sądu angielskiego jest tak samo respektowany przez krajowy system prawny w tym wypadku w polsce. Więc rozpocząlem proces gromadzenia potrzebnych dokumentów odnalezienie moich kredytobiorców a przyznam nie był to łatwe dla mnie ponieważ długi te zostały sprzedane innym firmą które się zajmowały skupowaniem długów oraz kontakt telefoniczny.
I pytanie,kiedy pan rozpocznie spłacać swój dług?
Odpowiedź była prosta.
-Niewiem
W między czasie musałem wypełnić sterte dokumentów do sądu oraz musiałem mieć odpowiednią kwote pieniędzy potrzebną do przeprowadzenia całego procesu upadłości. Ten moment zbiegł się akurat ze świętami Bożego Narodzenia więc pracy bylo wiecej w mojej firmie i miałem motywacje aby robić nadgodziny aby móc zarobić na prezenty dodatkowe pieniądze oraz na przeprowadzenie upadłości. Wszystko szło gładko nawet bym powiedział za gładko, i tutaj nastąpił kluczowy moment w mojej pracy.
Zwolniłem się z minuty na minute powód brak możliwości spędzenia świąt a raczej Wigilii Bożego Narodzenia.
W firmie po pięciu latach pracy usłyszałem że jak będę pracował szybciej to szybciej wyjde do domu aby sporzyć kolacje wigilijną co mnie bardzo zasmuciło że coś takiego po tylu latach pracy usłyszałem.
Oddałem przepustke, słuchawki i poszedłem do domu mówiąc
-"Wesołych Świąt"
Z tej radości i szczęścia poszedłem pieszo do domu spiewając kolędy i się uśmiechając.
Był to najpiękniejszy prezent w życiu zawodowym złożenie wymówienia w trybie natychmiastowym. Znalazłem w sobie tę odwagę której przez tyle lat mi brakowało.
W ten czas to miałem ochotę wszystkich z tego szcześcia wyściskać i wycałować.
Zadzwoniłem do mojego Przyjaciela i mu powiedziałem,
-Bracie mój zwolniłem się z pracy jestem wolnym człowiekiem.
Chyba po przyjściu do domu Mirek z Aliną do końca nie mogłi w to uwierzyć co zrobiłem. Usłyszałem też słowa małej krytyki od innych znajomych że to chyba do końca nie był dobry pomysł.
Oczywiście święta się skończyły i co dalej. Postanowiłem że pojadę na kilka dni do domu do Rodziny do mojego chrześniaka Wiktorka na Jego a właściwie nasze urodziny gdyż moja siostra Ola urodziła swojego synka w dniu moich 31 urodzin radość moja była ogromna na wieść o takim cudownym prezencie.
A następnie udałem sie do Winnik na okres jednego miesiąca. Winniki to moje siedlisko, mieści się tam filia opactwa Cystersów prowadza dom rekolekcyjny , uwielbiam to miejsce czuje sie tam jak w domu. Dom ten prowadzi Ojciec Honoriusz Boży człowiek. Tam dla mnie jest zawsze wolne miejsce. W zamian za swoja prace i czas mam tam zawsze pokój i jedzenie oraz co najważniejsze codzienną modlitwe i eucharystie. Jadąc tam przyjmuje obowiązujący tam rytm dnia i żyje jak jeden z Braci zakonnych. Miejsce to odkryliśmy z moim Przyjacielem powiedzmy z przypadkiem acz wyznaje zasade że w życiu nie ma przypadków wszystko co mnie spotyka to z woli Pana Boga. Szukalismy sobie rekolekcji na które moglibyśmy sobie pojechać takie kilku dniowe i znaleźliśmy.
Rekolekcje o chlebie i wodzie. Trudne do przejścia ale za to jakie piekne, czas jaki nam jest dany jest bezcenny, łaski których doświadczam są odpowiedzą na moje modlitwy.
Oczy zawsze zwrócone w kierunku nieba pokażą Tobie to czego na codzień nie dostrzeżesz.
sobota, 30 lipca 2016
środa, 27 lipca 2016
Adam pakój plecak przygoda czeka
Nie ma nic piekniejszego w życiu człowieka jak przebywanie na łonie natury, spoglądanie i podziwinie cudów natury. Najpiekniejsze wspomnienia to te które zapisujesz podziwiając piękno stworzenia. To tam po przez wysiłek zmeczenie , pokonujesz własne ciało, poznajesz siebie.
I nadchodzi lato. wszystko w koło pięknie buchnęło majem zrobiło sie pięknie zielono i pachnąco. To jest najlepszy czas na zmiany, czas na kolejną przprowdzke. Zmieniłem adres z domku z ogordem na wielki czternasto piętrowy moloch. Widok na Liverpool cudowny zwłaszcza kiedy niebo było czyste to w oddali rysowały sie góry które znajdowały sie na Walii.
Mój Przyjaciel zaproponował mi wyjazd w góry.
Nie byle jakie góry te hiszpańskie kilkanaście kilometów za Barceloną, góry Montserrat. Góry inne niż te które widziałem do tej pory. Kształetem przypominające dłoń człowieka a może i samego Boga który dawał o sobie znać ludziom.
-Słuchajcie Jestem tutaj obecny.
Wsiedliśmy w samolot po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce. Najpierw samolot, autobus i w końcu pociąg.
Plecaki no nie powiem ciężkie jak cholera miały po dwadzieścia pięć kilogramów wypełnione spiworami namiotem jakimś jedzeniem, ubraniami, karimaty, buty.
Godzina osiemnasta na dworze skwar słońce grzeje i to nieziemsko, a my idziemy w góre z tym całym ekwipunkiem.
Na tablicy widnieje informacja z długością trasy i czasem przejścia myśle dwie i pół godziny.
Dobry czas, damy radę dojść przed zmrokiem. Pot się leje po całym ciele. Masz wrażenie że zaraz sie spalisz albo rozpłyniesz.
I zdajesz sobie sprawe że Pan Jezus jak wchodził na góre Golgote gdzie mieli Go ukrzyżować Jego Krzyż był o sto razy cięższy od tych naszysz plecaków.
Idziesz w góre i w góre i końca nie widzisz a do tego na plecach jak ten wielbłąd masz bagaż który jest ciężki jak cholera.
Po kilku godzinach wchodzenia dotarliśmy, to co zobaczylliśmy było nagrodą za nasze zmęczenie za nasz wysiłek za nasz trud. Znaczy sie to ja byłem najbardziej tym zmęczonym i narzekającym.
Mirek mówił.
-Adaś dasz rade, chodź nie przestawaj bo będzie tobie jeszczę ciężej.
-A ja mówiłem Przyjacielu zwolnij odpocznij na chwile.
I miał racje to mówiąc, co przerwa to było gorzej a plecak od tych przerw nie robił sie bardziej znośny pod swym ciężarem a wręcz przeciwnie.
Cały ten pięcio dniowy pobyt w tym miejscu mieliśmy zamiar spać pod namiotem, tylko że się dość często mierzy siły na zamiary. Pierwsza noc nie mamy siły na nic jak tylko się umyć i spać.
Obojętnie gdzie tylko spać. Spaliśmy na parkingu pod gołym niebem to również była nagroda za nasz wspólny wysiłek. Trudno było spać pod gołym niebie nie z powodu zimna tylko chałasu przejeżdżających aut i ludzi z nich wysiadających. Góry Montserrat są miejsce samowystarczalnym to jest miejsce gdzie znajduję się cała infrastruktura od kolejki górskiej która ciebie z dołu zabierzę na górę po poczte sklepy hoteliki i ogromny zakon Benedyktynów. W Montserrat znajduję figura Matki Boskiej tzw czarnej pieszczotliwie nazywanej Czarnulką. Po przebudzeniu akurat na przepiękny wschód słońca który odrobine przespałem za wyjątkiem Przyjaciela myśleliśmy co dalej. Coś tam zjedliśmy odświeżyliśmy i ruszamy w dalszą droge.
Patrze na Mirka, Mirek na mnie i widzimy że nasze twarze oraz ból ciała mówi zwolnij z tym myśleniem o namiocie.
W końcu po długim namyśle postanowiliśmy wziąść pokój w pensjonacie. Widok cudowny ściana z gór i spacerujące nocą kozy górskie. Ale to było najlepsze co w tym wypadku mogliśmy uczynić dać odpoczynek naszym zmęczonym obolałym ciałom.
Plan był taki że co dzień będziemy zmieniali miejsce noclegu, tylko nikt z nas nieprzewidział że chodzenie z plecakiem po górach w upale i skwarze mogło by nas zabić.
To co zobaczyliśmy w tych górach nie da się tego opisać żadnymi słowami. Wysoko w górach pobudowane domki dla zakonników lub pustelników którzy tam oddawali się umartwieniom i modlitwie na chwałę Bożą. Pobudowane schody na wszystkich trasach.
Patrzeliśmy na to i zadawaliśmy sobie ptanie, jak człowiek mógł te wszystkie materiały tam pownosić które były potrzebne do budowy tego wszystkiego?
Codzień po całodziennym chodzeniu po górach przychodził czas na wspólną modlitwe brewiarzową z Zakonnikami tam mieszkającymi oraz wspólną Eucharystie. Kościół powiedzmy lekko wypełniony. Kolejka do figurki Matki Boskiej ogromna.
Widać ludzie przyjeżdżają tutaj nie tylko na fizyczny odpoczynek ale i też na duchowe wakacje z Bogiem którego szukaja przyjeżdżają do Matki Boskiej z różnymi intencjami. I tak też było z nami.
-Wakacje dla ciała oraz przedewszystkim dla ducha, który był najbardziej umęczony i dawał o sobie znać.
-Słuchajcie ja potrzebuje regeneracji.
Wieczorami w oddali słychać spiew muzyke radość ludzi z faktu gdzie się znajdują.
Dziwnym i zastanawiającym dziwiękiem jaki słyszeliśmy w oddali to były drewniane dzwoneczki takie które sie wiesza przy oknie aby odpędzały złe duchy, wielu domach się one znajduję mówią że to element dekoracji a tak naprawde to diabelskie dzwoneczki.
I myśłimy sobie tutaj w takim miejscu takie dzowneczki ktoś sie odważył powiesić, nie możliwe.
-Mówie do Mirka chodź idziemy puszkać tych dzwoneczków.
Patrzymy szukamy i nic a to dalej dzwoni. A to co zobaczyliśmy przyprawiło nas o radość i śmiech.
Zgadnij co to było?
-Tak brawo zgadłeś, to nietoperze które wydawały tak dziwny dziwięk podczas latania.
I teraz mogliśmy położyć się spokojnie spać.
Na dwa dni przed naszym wyjazdem spotkaliśmy tam człowieka bezdomnego a raczej wędrowaca. Podszedł i zapytał sie po polsku czy byśmy nie mieli czegość do jedzenia. Najpierw On zaczął nam opowiadać swoją historie Mirek bardzo zainteresowany ja z koleji nie bardzo tego miałem ochote słuchać wiec sobie tak spacerowałem na około. Pamiętam zachowałem sie jak dupek i egoista gdyż nie wolno nikogo nigdy lekceważyć. Każdy człowiek zasługuje na aby go wysłuchać z szacunkiem i z miłością. U mnie tego zabrakło. Powód hmm...nie wiem.
Ten wędrowiec z plecakiem który wyszedł z rzeszowa i podąrzał do portugali był wolnym człowiekiem i zarazem szczęsliwy. Jak to możliwe dla mnie osobiście coś nie dopogodzenia, Pamiętam ciepło w sercu które poczułem wtedy, tego uczucia nie da się opisać to trzeba samemu poczuć we własnym sercu.
Zazdrościłem mu, On to jest dopiero bogaty że może sobie na cos takiego pozwolić. Na koniec Mirek przynósł mu odrobine jedzenia i się rozstaliśmy.
Ostanią noc jaką była przed nami to spędziliśmy wysoko w górach. Jedna ciekawostka jest gróbo po połnocy a tam ludzie chodzą po górach z latarkami na czole, dla mnie pamiętam cos niesamowitego.
Nocując wysoko w górach to uważaj na jakieś dziwne zwierzęta które tam się znajdują bo moga przyprawić Ciebie o zawał serca.
Miej zawsze serce szeroko otwarte gdyż nie wiesz kogo spotkasz.
A może to będzie sam Jezus?!
Mój Przyjaciel zaproponował mi wyjazd w góry.
Nie byle jakie góry te hiszpańskie kilkanaście kilometów za Barceloną, góry Montserrat. Góry inne niż te które widziałem do tej pory. Kształetem przypominające dłoń człowieka a może i samego Boga który dawał o sobie znać ludziom.
-Słuchajcie Jestem tutaj obecny.
Wsiedliśmy w samolot po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce. Najpierw samolot, autobus i w końcu pociąg.
Plecaki no nie powiem ciężkie jak cholera miały po dwadzieścia pięć kilogramów wypełnione spiworami namiotem jakimś jedzeniem, ubraniami, karimaty, buty.
Godzina osiemnasta na dworze skwar słońce grzeje i to nieziemsko, a my idziemy w góre z tym całym ekwipunkiem.
Na tablicy widnieje informacja z długością trasy i czasem przejścia myśle dwie i pół godziny.
Dobry czas, damy radę dojść przed zmrokiem. Pot się leje po całym ciele. Masz wrażenie że zaraz sie spalisz albo rozpłyniesz.
I zdajesz sobie sprawe że Pan Jezus jak wchodził na góre Golgote gdzie mieli Go ukrzyżować Jego Krzyż był o sto razy cięższy od tych naszysz plecaków.
Idziesz w góre i w góre i końca nie widzisz a do tego na plecach jak ten wielbłąd masz bagaż który jest ciężki jak cholera.
Po kilku godzinach wchodzenia dotarliśmy, to co zobaczylliśmy było nagrodą za nasze zmęczenie za nasz wysiłek za nasz trud. Znaczy sie to ja byłem najbardziej tym zmęczonym i narzekającym.
Mirek mówił.
-Adaś dasz rade, chodź nie przestawaj bo będzie tobie jeszczę ciężej.
-A ja mówiłem Przyjacielu zwolnij odpocznij na chwile.
I miał racje to mówiąc, co przerwa to było gorzej a plecak od tych przerw nie robił sie bardziej znośny pod swym ciężarem a wręcz przeciwnie.
Cały ten pięcio dniowy pobyt w tym miejscu mieliśmy zamiar spać pod namiotem, tylko że się dość często mierzy siły na zamiary. Pierwsza noc nie mamy siły na nic jak tylko się umyć i spać.
Obojętnie gdzie tylko spać. Spaliśmy na parkingu pod gołym niebem to również była nagroda za nasz wspólny wysiłek. Trudno było spać pod gołym niebie nie z powodu zimna tylko chałasu przejeżdżających aut i ludzi z nich wysiadających. Góry Montserrat są miejsce samowystarczalnym to jest miejsce gdzie znajduję się cała infrastruktura od kolejki górskiej która ciebie z dołu zabierzę na górę po poczte sklepy hoteliki i ogromny zakon Benedyktynów. W Montserrat znajduję figura Matki Boskiej tzw czarnej pieszczotliwie nazywanej Czarnulką. Po przebudzeniu akurat na przepiękny wschód słońca który odrobine przespałem za wyjątkiem Przyjaciela myśleliśmy co dalej. Coś tam zjedliśmy odświeżyliśmy i ruszamy w dalszą droge.
Patrze na Mirka, Mirek na mnie i widzimy że nasze twarze oraz ból ciała mówi zwolnij z tym myśleniem o namiocie.
W końcu po długim namyśle postanowiliśmy wziąść pokój w pensjonacie. Widok cudowny ściana z gór i spacerujące nocą kozy górskie. Ale to było najlepsze co w tym wypadku mogliśmy uczynić dać odpoczynek naszym zmęczonym obolałym ciałom.
Plan był taki że co dzień będziemy zmieniali miejsce noclegu, tylko nikt z nas nieprzewidział że chodzenie z plecakiem po górach w upale i skwarze mogło by nas zabić.
To co zobaczyliśmy w tych górach nie da się tego opisać żadnymi słowami. Wysoko w górach pobudowane domki dla zakonników lub pustelników którzy tam oddawali się umartwieniom i modlitwie na chwałę Bożą. Pobudowane schody na wszystkich trasach.
Patrzeliśmy na to i zadawaliśmy sobie ptanie, jak człowiek mógł te wszystkie materiały tam pownosić które były potrzebne do budowy tego wszystkiego?
Codzień po całodziennym chodzeniu po górach przychodził czas na wspólną modlitwe brewiarzową z Zakonnikami tam mieszkającymi oraz wspólną Eucharystie. Kościół powiedzmy lekko wypełniony. Kolejka do figurki Matki Boskiej ogromna.
Widać ludzie przyjeżdżają tutaj nie tylko na fizyczny odpoczynek ale i też na duchowe wakacje z Bogiem którego szukaja przyjeżdżają do Matki Boskiej z różnymi intencjami. I tak też było z nami.
-Wakacje dla ciała oraz przedewszystkim dla ducha, który był najbardziej umęczony i dawał o sobie znać.
-Słuchajcie ja potrzebuje regeneracji.
Wieczorami w oddali słychać spiew muzyke radość ludzi z faktu gdzie się znajdują.
Dziwnym i zastanawiającym dziwiękiem jaki słyszeliśmy w oddali to były drewniane dzwoneczki takie które sie wiesza przy oknie aby odpędzały złe duchy, wielu domach się one znajduję mówią że to element dekoracji a tak naprawde to diabelskie dzwoneczki.
I myśłimy sobie tutaj w takim miejscu takie dzowneczki ktoś sie odważył powiesić, nie możliwe.
-Mówie do Mirka chodź idziemy puszkać tych dzwoneczków.
Patrzymy szukamy i nic a to dalej dzwoni. A to co zobaczyliśmy przyprawiło nas o radość i śmiech.
Zgadnij co to było?
-Tak brawo zgadłeś, to nietoperze które wydawały tak dziwny dziwięk podczas latania.
I teraz mogliśmy położyć się spokojnie spać.
Na dwa dni przed naszym wyjazdem spotkaliśmy tam człowieka bezdomnego a raczej wędrowaca. Podszedł i zapytał sie po polsku czy byśmy nie mieli czegość do jedzenia. Najpierw On zaczął nam opowiadać swoją historie Mirek bardzo zainteresowany ja z koleji nie bardzo tego miałem ochote słuchać wiec sobie tak spacerowałem na około. Pamiętam zachowałem sie jak dupek i egoista gdyż nie wolno nikogo nigdy lekceważyć. Każdy człowiek zasługuje na aby go wysłuchać z szacunkiem i z miłością. U mnie tego zabrakło. Powód hmm...nie wiem.
Ten wędrowiec z plecakiem który wyszedł z rzeszowa i podąrzał do portugali był wolnym człowiekiem i zarazem szczęsliwy. Jak to możliwe dla mnie osobiście coś nie dopogodzenia, Pamiętam ciepło w sercu które poczułem wtedy, tego uczucia nie da się opisać to trzeba samemu poczuć we własnym sercu.
Zazdrościłem mu, On to jest dopiero bogaty że może sobie na cos takiego pozwolić. Na koniec Mirek przynósł mu odrobine jedzenia i się rozstaliśmy.
Ostanią noc jaką była przed nami to spędziliśmy wysoko w górach. Jedna ciekawostka jest gróbo po połnocy a tam ludzie chodzą po górach z latarkami na czole, dla mnie pamiętam cos niesamowitego.
Nocując wysoko w górach to uważaj na jakieś dziwne zwierzęta które tam się znajdują bo moga przyprawić Ciebie o zawał serca.
Miej zawsze serce szeroko otwarte gdyż nie wiesz kogo spotkasz.
A może to będzie sam Jezus?!
poniedziałek, 25 lipca 2016
Adam życie cudem jest
Na obczyźnie ważna jest nasza tożsamość nasze korzenie, trzeba umieć ją zachować i należycie pielęgnować. Należy być czujnym i ostrożnym w swoich poczynaniach ponieważ szybko możesz zapomnieć skąd i kim jesteś.
Mijały kolejne etapy w moim życiu. Bywały wzloty i upadki. Poznawałem nowych ludzi, poznawałem życie na nowo, Bóg był obecny tylko w kryzysowych sytuacjach. Msza św owszem ale tylko przy okazji ważnych świąt. Taki wierzący od święta.
Zmieniłem mieszkanie. Życie mnie zmusiło do zmiany adresu- konflikt ze znajomymi, praktycznie pozostałem w ciągu jednej chwili bez dachu nad głową i byłem zmuszony do szybkiego działania. W nowym mieszkaniu czułem się dobrze.
Pamiętam że pierwszą noc spędziłem na podłodze. Mineło kilka dni kiedy sobie kupiłem jakieś używane meble naczynia i inne ważne rzeczy które pozwalały mi normalnie funkcjonować.
Pojawili się znajomi którzy mi bardzo pomogli w załatwieniu wszlekich formalności z tym związanych.
W tym mieszkaniu spędziłem jakieś połtora roku i po lekceważoncym podejściu właściela który przychodził tylko wtedy jak trzeba było zapłacić czynsz a przy innych okazjach do pomocy nie miał czasu postanowiłem zmienić mieszkanie na akademik. Miejsce specyficzne i zróżnicowane pod względem ludzi kultur obycia w towarzystwie. Ale i tak fajnie sie mieszkało tam. Miałem względny spokój, w cene czynszu było wszystko w liczone i to mnie bardzo cieszyło.
W pracy czas mijał monotonnie nie znosiłem tej pracy, praca na agencji miała swoją specyfike. Było sie zmusznaym do pracy na nadgodzinach jeżeli byś się sprzeciwił do podziękują Tobie za współprace. Trzeba było to wszystko znosić i dziękować Bogu za prace która dawała tobie chleb.
I to był moment kiedy zacząłem się modlić o przyjaciela, i uwierzcie mi długo nie musiałem czekać. Był luty do pracy w magazynie przybyło kilka nowych osób.
Był tam pewien chłopak śniada cera lekko wychudzony wyraz twarzy bardzo sympatyczny wzbudzający zaufanie.
Rozpoczeliśmy rozmawiać co jak i dlaczego jak to bywa przy takich okazjach poznawania nowych osób pracujących w jednej firmie.
Przez bardzo długi okres nie znaliśmy swojego imienia więc rozmawialiśmy anonimowo. W końcu ta osoba sie mnie zapytała.
-Jak masz na imie? rozmawiamy codziennie a nawet nie wiemy swojego imienia.
I mu odpowiedziałem
-Mam na imie Adam, na co osoba odparała miło mi.
-A ja jestem Mirek,
Również odpowiedziałem miło mi Ciebie poznać.
Zaczeliśmy się poznawać w pracy i po pracy. Mirek po pewnym czasie przedstawił mi swoja wtedy jeszcze narzeczoną Aline. Blondynka o radosnym wyrazie twarzy. Z ich twarzy usmiech nigdy nie schodził.
I zgadnijcie co albo kto nas połączył?
-Był to Bóg.
Mirek jest odpowiedzią na moją modlitwe prośbą o przyjaciela. Przyjaźń nasza trwa do chwili obecnej.
Dzięki Mirkowi i do pracy się lepiej łatwiej przychodziło. Ale Mirek ambitny to rozpoczął szukać nowej pracy i znalazł cieszyłem sie z tego faktu bardzo aczkolwiek było mi z jednej strony smutno bo znowu w tym dziwnym miejscu pracy pozostałem sam.
Z Mirkiem rozpocząłem moją prawdziwą przygode z Jezusem to od niego wiele się nauczyłem i poznawałem kto jest ten Bóg.
Kolejne tygodnie miesiące mijają a ja już nie mam siły dłużej pracować w tej firmie mam chwile załamania, mam ochote uciec wrócić do polski tylko nie moge muszę spłacić długi. Po pewnym okresie musiałem podjąc decyzje co robić z tymi długami w polsce. Żyje tutaj opłacam mieszkanie rachunki wyżywienie i nic prawie mi nie zostaje. I zdecydowałem że nie płace dalej bo nie dam rady fizycznie ani psychicznie.
I wtedy się zaczęło listy , telefony w domu rodzinnym ktoś cały czas nachodził rodziców , przyznam to nie było dla mnie przyjemne.
Naszczęście miałem wtedy przyjaciela któremu mogłem sie zwierzyć wygadać i zawsze otrzymywałem wsparcie i radę. A rada zawsze była taka sama
-Mirek mówił "Zaufaj Bogu u niego wszystko ma swój czas".
Teraz dopiero rozumiem te słowa które do mnie kierował przyjaciel. Zawsze jak ze sobą rozmawialiśmy i rozmawiamy to tak jak byśmy rozmawiali z samy Bogiem, było i jest to fantastyczne uczucie. Własnie wtedy najbardziej siebie odkrywaliśmy. A przyznam się że nie należe do osób zbyt ufnych i wylewnych, naprawde muszę poczuć to w sercu że mogę komuś zaufać. Życie mnie tego nauczyło że trzeba w pewnych sytuacjach mieć ograniczone zaufanie. Co w późniejszym czasie mnie zgubiło.
Mijały kolejne święta Bożego Narodzenia i święta Wielkanocne, moja zażyłość z Bogiem była coraz większa słyszałem w swym sercu wołanie.
-Zaufaj mi nie bój sie wszystko jest na dobrej drodze.
Nadeszły święta w tym roku wyjątkowe gdyż nie spędzę ich sam jak przed rokiem kiedy to w wigilie i dwa dni świąt byłem sam nie miałem wtedy z kim ich spędzić. To był smutnę dla mnie święta. Dlatego tak mówię że to będą dla mnie wyjątkowe święta, spędzone z Przyjacielem Aliną i jeszcze jedną parą.Rodzina, Opłatek dwanaście potraw, kupowanie choinki, pasterka i granie w kalambury do późnych godzin nocnych.
Nadeszły święta w tym roku wyjątkowe gdyż nie spędzę ich sam jak przed rokiem kiedy to w wigilie i dwa dni świąt byłem sam nie miałem wtedy z kim ich spędzić. To był smutnę dla mnie święta. Dlatego tak mówię że to będą dla mnie wyjątkowe święta, spędzone z Przyjacielem Aliną i jeszcze jedną parą.Rodzina, Opłatek dwanaście potraw, kupowanie choinki, pasterka i granie w kalambury do późnych godzin nocnych.
W 2012 roku, zamieszkałem z Mirkiem Aliną.
Miałem okazje uczestniczyć w najważniejszym dniu mojego Przyjaciela i Aliny kiedy zawierali związek małżeński na Litwie, przy tej okazji pierwszy raz też zobaczyłem przepiękne Wilno oraz Troki , miejsca godne polecenia. Oraz poznałem ich rodziny. Wiecie nikt jeszcze mnie tak ciepło nie przyjął. Zostałem przyjęty jak członek rodziny i taki stan trwa do dzisiaj. Oni wszyscy są moją rodziną.
I tutaj się potwierdza jedno fajne powiedzenie.
Pieniądze w życiu to nie wszystko.
niedziela, 24 lipca 2016
Adam warto mieć marzenia i doczekać ich spełnienia
Mówi się że strach ma wielkie oczy. Tak sądziłem do dzisiaj, wszystko jest w naszych umysłach. Marzenia dodają naszemu życiu dynamizmu pobudzają do działania.
Każdy z nas ma swoje marzenia które pragnął aby się spełniały.Czasami są to trudne marzenia do realizacji mam tu na myśli finanse lub też są związane z naszymi wałsnymi lękami. Ja osobiście mam wiele marzeń które pragnę z realizować. Mam duży problem z lękiem wysokości. W pewnych sytuacjach to przeszkadza i denerwuje, gdyż czujesz się ograniczony. O moich marzeniach opowiadam Bogu oraz mojemu Przyjacielowi, i on postanowił jedno z moich marzeń zrealizować.
Były to moje 35 urodziny. Na kopercie z prezentem widniał napis przepraszam. I od tego samego napisu pomyślałem sobie Boże co on wymyślił.
Pamiętam że kiedyś rozmawiliśmy o sparingu aby móc wyładować swoją energie, myśle nie to chyba nie to gdyż większą radość to by spawiło Mirkowi.
No nic otwieram raz się żyje, serce biło mi jak oszalałe ze stresu, i to co otrzymałem od Przyjaciela oraz jego Żony sprawiło dla mnie ogromną radość i zarazem przerażenie. Na samą myśl miałem stado jakiś owadów w moim brzuchu.
Śmiałem sie z radości ale i zarazem się bardzo bałem się.
Po otwarciu koperty zobaczyłem że to skok z bungee, ucieszyłem sie jak dziecko.
Mirek wiedział że mam lęk wysokości i tylko to mnie powstrzymywało od realizacji marzenia, znaczy brak odwagi.
I dziś właśnie nadszedł ten upragniony dzień realizacji prezentu urodzinowego.
Popołudniu wszyscy wsiedliśmy do samochodu wcześniej zjedliśmy mój ostani posiłek na wypadek jak bym miał zamiar odejść na łono Abrahama.
Więc wsiedliśmy wszyscy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Manchester. Największą radość z tego to miał mój Przyjaciel i Alina jego żona oraz córka chrzestna Anielka.
Zameldowaliśmy swoje przybycie do biura które się tam znajdowało i pozostało czekać na swój rychły koniec.
Żebyście widzieli radość Mirka uśmiech od ucha do ucha , ja poważny skupiony i przerażony. Nadeszła i moja kolej ubrali mnie w pasy nogi zwiazali i wsadzili do dzwigu.
Na górze przepiękny widok , tylko brak odwagi mialem aby spojrzeć w dół.
Bramka się otworzyła.
Każdy z nas ma swoje marzenia które pragnął aby się spełniały.Czasami są to trudne marzenia do realizacji mam tu na myśli finanse lub też są związane z naszymi wałsnymi lękami. Ja osobiście mam wiele marzeń które pragnę z realizować. Mam duży problem z lękiem wysokości. W pewnych sytuacjach to przeszkadza i denerwuje, gdyż czujesz się ograniczony. O moich marzeniach opowiadam Bogu oraz mojemu Przyjacielowi, i on postanowił jedno z moich marzeń zrealizować.
Były to moje 35 urodziny. Na kopercie z prezentem widniał napis przepraszam. I od tego samego napisu pomyślałem sobie Boże co on wymyślił.
Pamiętam że kiedyś rozmawiliśmy o sparingu aby móc wyładować swoją energie, myśle nie to chyba nie to gdyż większą radość to by spawiło Mirkowi.
No nic otwieram raz się żyje, serce biło mi jak oszalałe ze stresu, i to co otrzymałem od Przyjaciela oraz jego Żony sprawiło dla mnie ogromną radość i zarazem przerażenie. Na samą myśl miałem stado jakiś owadów w moim brzuchu.
Śmiałem sie z radości ale i zarazem się bardzo bałem się.
Po otwarciu koperty zobaczyłem że to skok z bungee, ucieszyłem sie jak dziecko.
Mirek wiedział że mam lęk wysokości i tylko to mnie powstrzymywało od realizacji marzenia, znaczy brak odwagi.
I dziś właśnie nadszedł ten upragniony dzień realizacji prezentu urodzinowego.
Popołudniu wszyscy wsiedliśmy do samochodu wcześniej zjedliśmy mój ostani posiłek na wypadek jak bym miał zamiar odejść na łono Abrahama.
Więc wsiedliśmy wszyscy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Manchester. Największą radość z tego to miał mój Przyjaciel i Alina jego żona oraz córka chrzestna Anielka.
Zameldowaliśmy swoje przybycie do biura które się tam znajdowało i pozostało czekać na swój rychły koniec.
Żebyście widzieli radość Mirka uśmiech od ucha do ucha , ja poważny skupiony i przerażony. Nadeszła i moja kolej ubrali mnie w pasy nogi zwiazali i wsadzili do dzwigu.
Na górze przepiękny widok , tylko brak odwagi mialem aby spojrzeć w dół.
Bramka się otworzyła.
-Pan mówi abym lekko wyszedł na krawędz platwormy i chwycił sie jego dłoni i powoli wysunął ręce jak do skoku do wody.
Uwierzcie mi że była chwila kiedy nie chciałem skoczyć.
Powiedziałem sobie w duchu ja nie skocze o nie pozwole na to aby mnie mój własny strach i lęk sparaliżował. I wyskoczyłem uczucie którego nie da się opisać żądnymi słowami to trzeba poprostu samemu przeżyć. Radośc szczęście śmiech i satysfakcja oraz duma zrobiłem to dałem rade.
Nie można dać się zniewolić własnym strachom które nas blokują do działania.
Uwierzcie mi że była chwila kiedy nie chciałem skoczyć.
Powiedziałem sobie w duchu ja nie skocze o nie pozwole na to aby mnie mój własny strach i lęk sparaliżował. I wyskoczyłem uczucie którego nie da się opisać żądnymi słowami to trzeba poprostu samemu przeżyć. Radośc szczęście śmiech i satysfakcja oraz duma zrobiłem to dałem rade.
Nie można dać się zniewolić własnym strachom które nas blokują do działania.
sobota, 23 lipca 2016
Adam historia życiem pisana
Myślisz sobie ucieknę, tylko przed czym?
przed sobą, przed odpowiedzialnością, czy może przed życiem.
Musisz zaakceptować swoje życie takim jakim jest, gdyż inaczej utoniesz w swoim własnym szambie.
I kolejny raz wróciłem do rodzinnego domu, z ogromnym bagażem doświadczenia, z bagażem długów które sobie sam narobiłem.
Rodzice raz tylko się spytali co się stało?
-Dlaczego Adaś musiałeś zrezygnować z prowadzenia swojego biznesu?
na co odpowiedziałem.
-Nie byłem w stanie utrzymać siebie pracownika generalnie jedno wielkie gówno mi wyszło.
Mijały dni i tygodnie, postanowiłem że wyjadę za granice do pracy aby móc spłacić długi i spokojnie wrócić do polski.
Kupiłem bilet w jedną stronę do Liverpool. Przyleciałem z kolegą który sam nie mógł w Polsce znaleźć pracy.
Pomyślałem co mi zależy, pomogę koledze który potrzebuje pomocy. Chociaż sam potrzebowałem pomocy.
Moja św pamięci babcia mawiała.
-Pamiętaj wnusiu że liczy się drugi człowiek, jeżeli ktoś potrzebuje pomocy to mu udziel jej nie myśląc o swoich kłopotach.
Trudna to zasada ale jaka piękna.
Wylądowaliśmy w ostatnich dniach października w Liverpool, pogoda jak na późną jesień cudowna słońce błękit nieba sama radość.
Dla mnie był to znak od Boga że wszystko się ułoży.
Mój umiłowany Przyjaciel mawia Adaś przyjacielu pamiętaj że u Pana Boga wszystko ma swój czas.
Kolejna trudna myśl życiowa do przyjęcia w tym moim dziwnie pokręconym życiu.
Pierwszą noc spędziliśmy na lotnisku a to dlatego że pojechaliśmy w ciemno, nie mając mieszkania i pracy. Znaczy się miałem namiar na jedną agencje ale to mogłem się dopiero skontaktować jak będę miał jakiś adres w Liverpool lub okolicy.
Pan Bóg cudownie działał w tamtym czasie. Następnego dnia znalazło się mieszkanie za kilka dni miałem prace więc wszystko super.
Tylko że...
Mieszkanie wynajęliśmy od polaka który dorobił się na polakach takich jak ja. W domu tym mieszkało już kilka osób. Nam wynajął salon dał dwa materace i sobie radźcie. Skasował siedemdziesiąt funtów za depozyt i tych pieniędzy nigdy nie zobaczyłem już na oczy oraz za dwa tygodnie z góry. Dom nie ogrzewany zagrzybiony krótko mówiąc smród brud i mogiła. Prace rozpocząłem 11 listopada w dzień niepodległości Polski. Piękna data w polskiej historii ale miejsce pracy straszne na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się ok. Tylko z czasem widzisz że to obóz pracy XXI wieku i tutaj nie przesadzam. Także jest praca jest nowe mieszkanie, mam wszystko co potrzeba do życia. W nowym mieszkaniu przeprowadziłem się tam ze znajomymi z tego starego domu.
Opis mieszkania jest interesujący.
Stary szeregowiec styl wiktoriański w samym mieszkaniu dziury w ścianach prze które wlatywało zimne powietrze, a do tego instalacja elektryczna wadliwa co jakiś czas nie było prądu do tego później wprowadził się lokator na czterech łapach wielkie bydle z czerwonymi oczyma, tak wielkiego i strasznego szczura to jeszcze nie widziałem.
Jak wracałem z pracy to się bałem że go spotkam, z ogonem mierząc miał ok jednego metra. Na szczęście szybko zdechł od trucizny.
A i dom mieścił się na przeciw bardzo starego cmentarza. Widok cudowny zwłaszcza rano osoby które tam uprawiały Jogging i z nagrobków zrobiły sobie stepa. Pierwsze święta Bożego Narodzenia bez rodziców rodzeństwa sam w obcym kraju na szczęście zrobiliśmy sobie skromna wigilie.
Był Opłatek sianko barszcz i jakaś ryba i sztuczna choinka.
Mijały dni tygodnie miesiące powoli się wtapiałem w tłum zacząłem wychodzić na prostą miałem fajnych znajomych, minęły święta Wielka Nocy i...
Nie trać czujności bo się możesz przejechać...
niedziela, 17 lipca 2016
Adam ratunku tonę
Pycha, duma, zadarty nos takie określenia i spostrzeganie drugiego człowieka niczego dobrego nie przyniesie.
Czym wyżej zajdziesz lub będzie szedł, z tym większym hukiem spadniesz. Trzeba mieć w sobie pokorę.
I wróciłem na stacje.
Szef przyjął mnie z ogromną radością ale nie na stanowisko kierownika zmiany, rozpocząłem swoją drogę od samego początku czyli od kasjera.
Powiem szczerze że sam powrót nie był dla mnie czymś łatwym i przyjemnym koledzy z pracy patrzeli na to z przymrużeniem oka, na to co się dzieje. Szef po pewnym czasie znowu mnie posadził na fotel kierownika zmiany, dodawał mi obowiązków i tak samo mi ufał, znowu byłem Jego prawą ręką.
Kolegą się to nie podobało okazywali zazdrość i nie byli w stosunku do mnie tak samo ufni jak na samym początku jak się zatrudniłem. Dni mijały miesiące również i wszystko znowu było szare monotonne i nudne.
I historia znowu się powtarza.
Zadawałem sobie pytanie.
czego moje serce pragnie?
sądziłem że kolejna zmiana pracy będzie czymś dobrym i uspokoi moje serce, a ja odzyskam równowagę i spokój. Po kilku miesiącach od mojego kolejnego powrotu na stacje paliw odszedłem do nowej pracy, tym razem pracowałem w dziedzinie na której się nie znałem.
Sklep RTV i AGD ot to było wyzwanie.
Na początku jak to w nowej pracy jest zafascynowanie, i chęć pracy. Oczywiście i tym razem było tak samo.
Szybko przyszło odczucie że nie była to dobra decyzja. Zarabiałem mnie niż się spodziewałem, była podstawa plus premia za sprzedaż , a wiadomo że osoba która jest początkująca nie sprzeda dużo sprzętu ponieważ nie zna się wszystkich technik sprzedaży i samego produktu.
Po raz kolejny znalazłem się na zakręcie co mam zrobić?
W swojej duszy odczuwałem ogromną pustkę i smutek, nie wiedziałem dlaczego i co jest powodem tych stanów duszy.
Nie potrafiłem sobie na to wszystko znaleźć odpowiedzi, starałem się o tym porozmawiać z księdzem ale On w tym czasie chyba miał gorszy czas to nie bardzo chciał tego słuchać. Nie miałem do Niego o to żalu ponieważ każdy ma prawo do gorszych chwil swoim życiu.
Po długim samotnym rozważaniu co dalej zdecydowałem się na odważny i ryzykowny krok. Postanowiłem z kolegą otworzyć działalność gospodarczą i zostać kimś poważanym. Wiedziałem co mógłbym i co bym chciał robić, było to prowadzenie franczyzy jednego z banków polskich, gotowy brand wyrobiona marka wiec biorę gotowy produkt i jestem skazany na sukces.
Moim zadaniem było tylko umieć go sprzedać potencjalnym klientom. Co oczywiście na pierwszy rzut oka wydawało się proste.
Skontaktowałem się z panem który był odpowiedzialny za merytoryczne przygotowanie takiej osoby która chciała by się temu poddać i zostać bankierem.
Wszystko pięknie wyglądało. Wiązało się to ze znalezieniem odpowiedniego lokalu oraz miasta w którym by można rozpocząć działalność. Wybraliśmy z kolegą miasto znaleźliśmy lokal oraz mieszkanie i do dzieła. Przystosowaliśmy lokal, znaleźliśmy mieszkanie, przeszliśmy szkolenie w Katowicach uzyskaliśmy wszelkie uprawnienia oraz pozwolenia z komisji nadzoru finansowego w Polsce i do dzieła.
I nadszedł ten wielki dla Nas dzień, otworzyliśmy placówkę. Klienci się pojawiali, mijały dni tygodnie i miesiące a zysku jako takiego nie było.
Pan Bóg poszedł odstawkę na dalszy tor.
Byłem zmuszony się po raz kolejny się zadłużyć aby mieć na życie i opłacenie bieżących rachunków. To co uzyskiwałem z tytułu prowizji ledwo starczało na bieżącą działalność placówki. Zus podatki telefony oplata za lokal i inne media to wszystko bez tego kredytu którego bym nie wziął musiałbym zamknąć działalność i szukać dla siebie pracy.
I tak to się skończyło że po 6 miesiącach byłem zmuszony do ogłoszenia kapitulacji i przyznania się do porażki. Z tego wszystkiego to pozostał mi kac i gigantyczne długi.
Mam zapłatę za moją pychę chęć szybkiego się dorobienia czegoś wartościowego, mając pozycje i zapominając tutaj o Bogu tak jak by nie był mi do niczego już potrzebny. Reasumując miałem prowadzić dostanie życie, gromadząc wokół siebie drogie gadżety etc. Pozostał Kac długi i musiałem powrócić do domu rodzinnego, gdzie i tak już było ciasno.
I wtedy się zaczęły gigantyczne schody do pokonania takie jak tzw schody hiszpańskie w Rzymie. Tak jak one się nadają do remontu tak i moje życie potrzebuje solidnego zabiegu.
Mówi się
"co człowiek to historia"
Czym wyżej zajdziesz lub będzie szedł, z tym większym hukiem spadniesz. Trzeba mieć w sobie pokorę.
I wróciłem na stacje.
Szef przyjął mnie z ogromną radością ale nie na stanowisko kierownika zmiany, rozpocząłem swoją drogę od samego początku czyli od kasjera.
Powiem szczerze że sam powrót nie był dla mnie czymś łatwym i przyjemnym koledzy z pracy patrzeli na to z przymrużeniem oka, na to co się dzieje. Szef po pewnym czasie znowu mnie posadził na fotel kierownika zmiany, dodawał mi obowiązków i tak samo mi ufał, znowu byłem Jego prawą ręką.
Kolegą się to nie podobało okazywali zazdrość i nie byli w stosunku do mnie tak samo ufni jak na samym początku jak się zatrudniłem. Dni mijały miesiące również i wszystko znowu było szare monotonne i nudne.
I historia znowu się powtarza.
Zadawałem sobie pytanie.
czego moje serce pragnie?
sądziłem że kolejna zmiana pracy będzie czymś dobrym i uspokoi moje serce, a ja odzyskam równowagę i spokój. Po kilku miesiącach od mojego kolejnego powrotu na stacje paliw odszedłem do nowej pracy, tym razem pracowałem w dziedzinie na której się nie znałem.
Sklep RTV i AGD ot to było wyzwanie.
Na początku jak to w nowej pracy jest zafascynowanie, i chęć pracy. Oczywiście i tym razem było tak samo.
Szybko przyszło odczucie że nie była to dobra decyzja. Zarabiałem mnie niż się spodziewałem, była podstawa plus premia za sprzedaż , a wiadomo że osoba która jest początkująca nie sprzeda dużo sprzętu ponieważ nie zna się wszystkich technik sprzedaży i samego produktu.
Po raz kolejny znalazłem się na zakręcie co mam zrobić?
W swojej duszy odczuwałem ogromną pustkę i smutek, nie wiedziałem dlaczego i co jest powodem tych stanów duszy.
Nie potrafiłem sobie na to wszystko znaleźć odpowiedzi, starałem się o tym porozmawiać z księdzem ale On w tym czasie chyba miał gorszy czas to nie bardzo chciał tego słuchać. Nie miałem do Niego o to żalu ponieważ każdy ma prawo do gorszych chwil swoim życiu.
Po długim samotnym rozważaniu co dalej zdecydowałem się na odważny i ryzykowny krok. Postanowiłem z kolegą otworzyć działalność gospodarczą i zostać kimś poważanym. Wiedziałem co mógłbym i co bym chciał robić, było to prowadzenie franczyzy jednego z banków polskich, gotowy brand wyrobiona marka wiec biorę gotowy produkt i jestem skazany na sukces.
Moim zadaniem było tylko umieć go sprzedać potencjalnym klientom. Co oczywiście na pierwszy rzut oka wydawało się proste.
Skontaktowałem się z panem który był odpowiedzialny za merytoryczne przygotowanie takiej osoby która chciała by się temu poddać i zostać bankierem.
Wszystko pięknie wyglądało. Wiązało się to ze znalezieniem odpowiedniego lokalu oraz miasta w którym by można rozpocząć działalność. Wybraliśmy z kolegą miasto znaleźliśmy lokal oraz mieszkanie i do dzieła. Przystosowaliśmy lokal, znaleźliśmy mieszkanie, przeszliśmy szkolenie w Katowicach uzyskaliśmy wszelkie uprawnienia oraz pozwolenia z komisji nadzoru finansowego w Polsce i do dzieła.
I nadszedł ten wielki dla Nas dzień, otworzyliśmy placówkę. Klienci się pojawiali, mijały dni tygodnie i miesiące a zysku jako takiego nie było.
Pan Bóg poszedł odstawkę na dalszy tor.
Byłem zmuszony się po raz kolejny się zadłużyć aby mieć na życie i opłacenie bieżących rachunków. To co uzyskiwałem z tytułu prowizji ledwo starczało na bieżącą działalność placówki. Zus podatki telefony oplata za lokal i inne media to wszystko bez tego kredytu którego bym nie wziął musiałbym zamknąć działalność i szukać dla siebie pracy.
I tak to się skończyło że po 6 miesiącach byłem zmuszony do ogłoszenia kapitulacji i przyznania się do porażki. Z tego wszystkiego to pozostał mi kac i gigantyczne długi.
Mam zapłatę za moją pychę chęć szybkiego się dorobienia czegoś wartościowego, mając pozycje i zapominając tutaj o Bogu tak jak by nie był mi do niczego już potrzebny. Reasumując miałem prowadzić dostanie życie, gromadząc wokół siebie drogie gadżety etc. Pozostał Kac długi i musiałem powrócić do domu rodzinnego, gdzie i tak już było ciasno.
I wtedy się zaczęły gigantyczne schody do pokonania takie jak tzw schody hiszpańskie w Rzymie. Tak jak one się nadają do remontu tak i moje życie potrzebuje solidnego zabiegu.
Mówi się
"co człowiek to historia"
sobota, 16 lipca 2016
Adam nie trać czujności
Dokładnie się rozglądaj, bądź czujny. Myślisz że już wszystko się układa idzie po twojej myśli a tu niespodziewanie twoje plany legną w gruzach. I zadajesz sobie pytanie?
Boże co jeszcze mi dołożysz i dlaczego właśnie ja?
...Dni po mojej przygodzie z moim powrotem mijały, trzeba było myśleć co chcę robić, jaką chcę prace wykonywać przecież nie mogę siedzieć w domu i nic nie robić. Więc rozpocząłem poszukiwania pracy. Co jak każdy wie nie jest wcale takie proste. Przeszukiwałem ogłoszenia w internecie i znalazłem coś co mi pasowało i odpowiadało. Zadzwoniłem pod wskazany numer i się umówiłem na spotkanie. Praca miała być kilka kilometrów od mojego domu, więc się spakowałem i pojechałem na spotkanie.
Stacja Paliw Orlen hmm brzmi całkiem ciekawie cóż mam do stracenia nic.
Przywitałem się ze starszym Panem osobą która była powiedzmy właścicielem tego lokalu. Nazywany przez swoich pracowników Tatą, brzmi śmiesznie ale tak Go nazywali, nie wiedząc dlaczego.
Mój przyszły szef wypytywał mnie o moje doświadczenie czym się wcześniej zajmowałem co robiłem , gdzie pracowałem itd...
-Na co starszy siwy pan powiedział masz tę prace.
Boże jak się ucieszyłem z tego że dałeś mi tę prace. Wiedziałem że to Jego zasługa że natrafiłem na to ogłoszenie że tam zadzwoniłem i odważnie tam pojechałem chociaż byłem odrobinę zdenerwowany jak bywa to przy rozmowie o prace.
Od samego początku jak zostałem osobą odpowiedzialną za obsługę klienta.
Szef bardzo się przyglądał jak pracuje.
Koledzy tam pracujący bardzo szybko mnie przyjęli jako jednego ze swoich, tak aby się poczuł jak w domu. Atmosfera tam panująca była iście rodzinna można powiedzieć idealna a to pomagało w pracy. Bardzo mi się ta praca i to miejsce spodobało.
Z czasem poznawałem klientów wiedziałem na kogo wystawić fakturę jakiego hot doga i z jakim sosem go sobie życzy jaką kawę mam przygotować. Mijały tygodnie mój szef nabierał do mnie zaufania dodawał mi nowych obowiązków, chciał mnie sprawdzić czy można na mnie liczyć i czy można mi zaufać.
I to co się miało teraz wydarzyć spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Odezwała się armia, chłopie teraz nam już nie uciekniesz idziesz do koszar!!!
Miałem pracę którą lubiłem do której bardzo chętnie jechałem i mam teraz to oddać i zostawić dlaczego?
-Porozmawiałem z szefem i powiedział mi.
-Idź jak armia wzywa masz do spełnienia swój obywatelski nie koniecznie przyjemny obowiązek. A praca na Ciebie poczeka gdyż jesteś cennym dla mnie pracownikiem.
Co mnie bardzo ucieszyło.
I tak Armia polska mnie wezwał i włożyła na mnie mundur i zgoliła mi głowę do zera. Koledzy ze stacji Orlenu mnie odwieźli do Ustki gdzie mieściła się szkółka Marynarki Wojennej. To co tam zobaczyłem...szok i przerażenie ilu młodych tam ludzi przybyło i jak różnych pod wieloma względami.
Wtedy mówiłem oj szybko to miejsce opuszczę. Nie pozwolę się zamknąć w więzieniu i nie pozwolę na ograniczenie mojej wolności.
Wytrzymałem dwa miesiące i pierwszego czerwca w dzień Dziecka Ministerstwo Obrony Narodowej zrobiło mi prezent i zwróciła mi wolność!
Fajnych poznałem ludzi z różnymi historiami etc, tam po raz pierwszy spróbowałem skręta oj co to wtedy się działo...po tym doświadczeniu powiedziałem że nigdy więcej tego dziadostwa nie wezmę do ust. Pamiętam że wtedy siedzieliśmy w pokoju i graliśmy w karty i śmialiśmy się do kart jak głupi do sera. Teraz z Biegiem lat wspominam to z sentymentem i z uśmiechem na twarzy.
Wszystkie te epizody których mogłem dzięki Bogu doświadczyć było wtedy dla mnie nie zrozumiałe ale potrzebne , poznawałem wtedy siebie widziałem swoje braki swoje ułomności i brak pokory. Bóg zawsze dawał mi to co było mi potrzebne.
Wróciłem z wojska do domu do rodzeństwa rodziców do swego pokoju i psa oraz wróciłem do mojej ulubionej pracy do kolegów szefa hmm jak się cieszyłem.
Po miesiącu jak wróciłem do pracy od momentu zakończenia mojej przygody wojskowej mój szef zrobiłem mnie kierownikiem zmiany i swoją prawą ręką gdyż jak powiedział Tobie bardzo ufam i mam nadzieję że mnie nie zawiedziesz. Kolejny dowód na to że Bóg na moją osobą czuwa. Pracy, obowiązków po moim awansie przybywało dużo nowych rzeczy do nauki ale dałem jakoś radę. Z tym się też wiązało nie tylko podwyżka ale i nowy system pracy wcześniej pracowałem po 12 godzin a teraz przyszło mi pracować po 24 godziny, po których następnie miałem 48 godzin wolnego. Tygodnie, miesiące, dzień za dniem mijał a mi się zaczęło nudzić, powód bo już tam wszystko co było do zdobycia zdobyłem.
Nie znoszę stagnacji.
Więc bez namysłu rozpocząłem poszukiwania czego nowego.
-Pytałem się kolegów, klientów ze stacji czy nie wiedzą czego o jakieś ciekawej pracy. I się znalazła nowa propozycja nowe wyzwanie, och była radość.
Napisałem CV przekazałem je koledze aby mógł przekazać moje CV właścicielom firmy. Teraz pozostało mi czekać na telefon. Minęło kilka dni i zostałem zaproszony na rozmowę. Pojechałem na rozmowę lekko zdenerwowany ale nie chciałem pokazać że się boje, więc odpowiadałem na pytanie. Opowiedziałem o sobie o swoich doświadczeniach i zostałem przyjęty. Teraz pozostało mi tylko porozmawiać z moim szefem ze stacji że mam nową pracę i opowiedzieć mu dlaczego podąłem taką a nie inną decyzje. Zależało mi na tym aby to uczynić w normalny sposób, powód ten człowiek mi zaufał i darzył mnie ogromnym szacunkiem do tego kim jestem i jaką jestem osobą oraz pracownikiem.
-Na koniec usłyszałem od mojego szefa że drzwi tej stacji są dla mnie zawsze otwarte jak bym chciał wrócić.
Co mnie bardzo zaskoczyło,
- takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem, miłe zakończenie mojej kariery na tej stacji.
Zacząłem prace w plus gsm miła atmosfera rodzinna, dużo obowiązków dużo nauki, musiałem poznać kilka systemów na których się tam pracowało, przyszło mi poznać standardy obsługi klienta,musiałem się nauczyć wybadać klienta jego potrzeby i też nauczyć się wyczucia czy to nie jest czasem tajemniczy klient który sprawdza standardy obsługi. Przeszedłem odpowiednie szkolenie w centrum szkolenia plus gsm po zakończeniu tego etapu stałem się pełnowartościowym pracownikiem,
Praca przynosiła mi radość sprawiała też że chętnie co rano do niej wstawałem aby móc po raz kolejny stawiać czoło ludziom i ich oczekiwaniom. Ale i tutaj szybko się wypaliłem nastała nuda znudzenie i chęć czegoś więcej...i się poddałem odszedłem.
W komentarzu i w wyjaśnieniu powiedziałem że czuje znudzenie i wypalenie, wolę odjeść aby nie psuć stosunku konsultant klient, gdyż to ma wspływ na to czy dana osoba jeszcze do tego punku wróci. W zamian za takie podejście dojrzałe jak powiedział właściciel punktu sprzedaży, wypłacił mi sowite wynagrodzenie za lojalność dojrzałość i odpowiedzialność. Bardzo mnie to zaskoczyło gdyż nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
I tutaj Opatrzność Boża mi towarzyszyła. Bóg naprawdę czyni cuda tylko trzeba się nauczyć je dostrzegać. Miałem taki zwyczaj czy to było jak jeszcze chodziłem do szkoły czy jak już rozpocząłem prace to swój dzień obowiązków rozpoczynałem od wejścia do kościoła aby móc chwile po Adorować Jezusa , to była chwila- ten moment był dla mnie bardzo ważny i działał jak dobra Kawa o poranku dodawał mi sił i odwagi aby potrafił stawić czoła problem dnia obecnego.
Boże co jeszcze mi dołożysz i dlaczego właśnie ja?
...Dni po mojej przygodzie z moim powrotem mijały, trzeba było myśleć co chcę robić, jaką chcę prace wykonywać przecież nie mogę siedzieć w domu i nic nie robić. Więc rozpocząłem poszukiwania pracy. Co jak każdy wie nie jest wcale takie proste. Przeszukiwałem ogłoszenia w internecie i znalazłem coś co mi pasowało i odpowiadało. Zadzwoniłem pod wskazany numer i się umówiłem na spotkanie. Praca miała być kilka kilometrów od mojego domu, więc się spakowałem i pojechałem na spotkanie.
Stacja Paliw Orlen hmm brzmi całkiem ciekawie cóż mam do stracenia nic.
Przywitałem się ze starszym Panem osobą która była powiedzmy właścicielem tego lokalu. Nazywany przez swoich pracowników Tatą, brzmi śmiesznie ale tak Go nazywali, nie wiedząc dlaczego.
Mój przyszły szef wypytywał mnie o moje doświadczenie czym się wcześniej zajmowałem co robiłem , gdzie pracowałem itd...
-Na co starszy siwy pan powiedział masz tę prace.
Boże jak się ucieszyłem z tego że dałeś mi tę prace. Wiedziałem że to Jego zasługa że natrafiłem na to ogłoszenie że tam zadzwoniłem i odważnie tam pojechałem chociaż byłem odrobinę zdenerwowany jak bywa to przy rozmowie o prace.
Od samego początku jak zostałem osobą odpowiedzialną za obsługę klienta.
Szef bardzo się przyglądał jak pracuje.
Koledzy tam pracujący bardzo szybko mnie przyjęli jako jednego ze swoich, tak aby się poczuł jak w domu. Atmosfera tam panująca była iście rodzinna można powiedzieć idealna a to pomagało w pracy. Bardzo mi się ta praca i to miejsce spodobało.
Z czasem poznawałem klientów wiedziałem na kogo wystawić fakturę jakiego hot doga i z jakim sosem go sobie życzy jaką kawę mam przygotować. Mijały tygodnie mój szef nabierał do mnie zaufania dodawał mi nowych obowiązków, chciał mnie sprawdzić czy można na mnie liczyć i czy można mi zaufać.
I to co się miało teraz wydarzyć spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Odezwała się armia, chłopie teraz nam już nie uciekniesz idziesz do koszar!!!
Miałem pracę którą lubiłem do której bardzo chętnie jechałem i mam teraz to oddać i zostawić dlaczego?
-Porozmawiałem z szefem i powiedział mi.
-Idź jak armia wzywa masz do spełnienia swój obywatelski nie koniecznie przyjemny obowiązek. A praca na Ciebie poczeka gdyż jesteś cennym dla mnie pracownikiem.
Co mnie bardzo ucieszyło.
I tak Armia polska mnie wezwał i włożyła na mnie mundur i zgoliła mi głowę do zera. Koledzy ze stacji Orlenu mnie odwieźli do Ustki gdzie mieściła się szkółka Marynarki Wojennej. To co tam zobaczyłem...szok i przerażenie ilu młodych tam ludzi przybyło i jak różnych pod wieloma względami.
Wtedy mówiłem oj szybko to miejsce opuszczę. Nie pozwolę się zamknąć w więzieniu i nie pozwolę na ograniczenie mojej wolności.
Wytrzymałem dwa miesiące i pierwszego czerwca w dzień Dziecka Ministerstwo Obrony Narodowej zrobiło mi prezent i zwróciła mi wolność!
Fajnych poznałem ludzi z różnymi historiami etc, tam po raz pierwszy spróbowałem skręta oj co to wtedy się działo...po tym doświadczeniu powiedziałem że nigdy więcej tego dziadostwa nie wezmę do ust. Pamiętam że wtedy siedzieliśmy w pokoju i graliśmy w karty i śmialiśmy się do kart jak głupi do sera. Teraz z Biegiem lat wspominam to z sentymentem i z uśmiechem na twarzy.
Wszystkie te epizody których mogłem dzięki Bogu doświadczyć było wtedy dla mnie nie zrozumiałe ale potrzebne , poznawałem wtedy siebie widziałem swoje braki swoje ułomności i brak pokory. Bóg zawsze dawał mi to co było mi potrzebne.
Wróciłem z wojska do domu do rodzeństwa rodziców do swego pokoju i psa oraz wróciłem do mojej ulubionej pracy do kolegów szefa hmm jak się cieszyłem.
Po miesiącu jak wróciłem do pracy od momentu zakończenia mojej przygody wojskowej mój szef zrobiłem mnie kierownikiem zmiany i swoją prawą ręką gdyż jak powiedział Tobie bardzo ufam i mam nadzieję że mnie nie zawiedziesz. Kolejny dowód na to że Bóg na moją osobą czuwa. Pracy, obowiązków po moim awansie przybywało dużo nowych rzeczy do nauki ale dałem jakoś radę. Z tym się też wiązało nie tylko podwyżka ale i nowy system pracy wcześniej pracowałem po 12 godzin a teraz przyszło mi pracować po 24 godziny, po których następnie miałem 48 godzin wolnego. Tygodnie, miesiące, dzień za dniem mijał a mi się zaczęło nudzić, powód bo już tam wszystko co było do zdobycia zdobyłem.
Nie znoszę stagnacji.
Więc bez namysłu rozpocząłem poszukiwania czego nowego.
-Pytałem się kolegów, klientów ze stacji czy nie wiedzą czego o jakieś ciekawej pracy. I się znalazła nowa propozycja nowe wyzwanie, och była radość.
Napisałem CV przekazałem je koledze aby mógł przekazać moje CV właścicielom firmy. Teraz pozostało mi czekać na telefon. Minęło kilka dni i zostałem zaproszony na rozmowę. Pojechałem na rozmowę lekko zdenerwowany ale nie chciałem pokazać że się boje, więc odpowiadałem na pytanie. Opowiedziałem o sobie o swoich doświadczeniach i zostałem przyjęty. Teraz pozostało mi tylko porozmawiać z moim szefem ze stacji że mam nową pracę i opowiedzieć mu dlaczego podąłem taką a nie inną decyzje. Zależało mi na tym aby to uczynić w normalny sposób, powód ten człowiek mi zaufał i darzył mnie ogromnym szacunkiem do tego kim jestem i jaką jestem osobą oraz pracownikiem.
-Na koniec usłyszałem od mojego szefa że drzwi tej stacji są dla mnie zawsze otwarte jak bym chciał wrócić.
Co mnie bardzo zaskoczyło,
- takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem, miłe zakończenie mojej kariery na tej stacji.
Zacząłem prace w plus gsm miła atmosfera rodzinna, dużo obowiązków dużo nauki, musiałem poznać kilka systemów na których się tam pracowało, przyszło mi poznać standardy obsługi klienta,musiałem się nauczyć wybadać klienta jego potrzeby i też nauczyć się wyczucia czy to nie jest czasem tajemniczy klient który sprawdza standardy obsługi. Przeszedłem odpowiednie szkolenie w centrum szkolenia plus gsm po zakończeniu tego etapu stałem się pełnowartościowym pracownikiem,
Praca przynosiła mi radość sprawiała też że chętnie co rano do niej wstawałem aby móc po raz kolejny stawiać czoło ludziom i ich oczekiwaniom. Ale i tutaj szybko się wypaliłem nastała nuda znudzenie i chęć czegoś więcej...i się poddałem odszedłem.
W komentarzu i w wyjaśnieniu powiedziałem że czuje znudzenie i wypalenie, wolę odjeść aby nie psuć stosunku konsultant klient, gdyż to ma wspływ na to czy dana osoba jeszcze do tego punku wróci. W zamian za takie podejście dojrzałe jak powiedział właściciel punktu sprzedaży, wypłacił mi sowite wynagrodzenie za lojalność dojrzałość i odpowiedzialność. Bardzo mnie to zaskoczyło gdyż nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
I tutaj Opatrzność Boża mi towarzyszyła. Bóg naprawdę czyni cuda tylko trzeba się nauczyć je dostrzegać. Miałem taki zwyczaj czy to było jak jeszcze chodziłem do szkoły czy jak już rozpocząłem prace to swój dzień obowiązków rozpoczynałem od wejścia do kościoła aby móc chwile po Adorować Jezusa , to była chwila- ten moment był dla mnie bardzo ważny i działał jak dobra Kawa o poranku dodawał mi sił i odwagi aby potrafił stawić czoła problem dnia obecnego.
czwartek, 14 lipca 2016
Adam nie ma jak w domu
Kiedy już myślisz, że jesteś jedną nogą w domu, marzysz o spotkaniu z rodzicami, siostrami oraz psem. Żyjesz myślami o wannie gorącej wody i prawie już śpisz w swoim łóżku to pani kasjerka wylewa na Ciebie kubeł lodowatej wody i Ciebie uświadamia że to nie koniec że zanim dotrzesz do domu musisz poznać życie nocą w stolicy.
- I dotarłem do Warszawy, o jaka radość moja była ogromna za kilka chwil będę w pociągu w drodze do gdańska.
-Była noc listopadowa zimno i mokro.
Z lotniska na dworzec centralny podwiozła mnie Jakaś kobieta która również przyleciała tym samolotem. Wysiadłem z samochodu i udałem się kierunku dworca by kupić bilet i ruszyć w stronę Gdańska.
-Pamiętam że mama przelała mi na konto pieniążki abym mógł kupić bilet.
Podszedłem do kasy i tam spotkała mnie pierwsza niespodzianka!
Mam za mało pieniędzy na koncie,
-to mówię że brakującą kwotę dopłacę w gotówce,
-a Pani zza okienka mnie poinformowała ze swoją kasjerską uprzejmością że nie może zrobić dwóch różnych płatności,
-na co odpowiedziałem że pójdę szybko do kantoru i doniosę resztę.
Na nic się to zdało bo pociąg który miał mnie dowieść rano do gdańska odjechał także pozostało mi spędzić całą noc na dworcu centralnym aż do odjazdu następnego pociągu to jest o 5 30,
Miejsce to szczególnie nie napawało mnie radością był tam szaro brudno pełno różnych ciemnych typów nie wiadomo jak wyglądających. Była tam biegająca młodzież w wieku można śmiało powiedzieć bardzo młodym, narkomanów , drobnych pijaczków i bezdomnych.
-Pytających masz 5 złoty lub kopsnij szluga,
nie powiem irytowało mnie to i zarazem doprowadzało do szewskiej pasji.
- Spotkałem kobietę wiek około 80 lat nie zbyt ciepło ubrana smutna usiadłem obok niej i zapytałem się.
-wszystko jest w porządku u Pani,
na co mi odpowiedziała.
-Córka z domu mnie wyrzuciła gdyż nie była już jej do niczego potrzebna.
I pomyślałem sobie jak można wyrzucić z domu własną matkę która ciebie nosiła pod swoim sercem dała ci życie , wychowywała rezygnowała z siebie , wykształciła etc...
Przecież to się w głowie nie mieści.
Zal mi się Jej zrobiło i resztę czasu siedzieliśmy i nic już nie mówiliśmy po prostu trwaliśmy w milczeniu.
Po długim oczekiwaniu nadeszła godzina mojego odjazdu z Warszawy do mojego kochanego Gdańska do moich umiłowanych Kaszub jakże się cieszyłem kiedy wsiadłem do pociągu po czym zasnąłem i obudziłem się w samych Gdańsku. To był najdłuższy w mojej historii powrót do domu trwał ponad 30 godzin prawie że bez snu , wracałem szczęśliwy, radosny że będę w swojej rodzinnej wsi w moim pokoju i najbliższymi. Boże dzięki Ci za tak piękny powrót do domu z przygodami ale...dziękuje Ci za wszystko czym mnie wtedy doświadczyłeś.
A to tak naprawdę jest dopiero początek tego wszystkiego co mnie w życiu spotyka do tego momentu
- I dotarłem do Warszawy, o jaka radość moja była ogromna za kilka chwil będę w pociągu w drodze do gdańska.
-Była noc listopadowa zimno i mokro.
Z lotniska na dworzec centralny podwiozła mnie Jakaś kobieta która również przyleciała tym samolotem. Wysiadłem z samochodu i udałem się kierunku dworca by kupić bilet i ruszyć w stronę Gdańska.
-Pamiętam że mama przelała mi na konto pieniążki abym mógł kupić bilet.
Podszedłem do kasy i tam spotkała mnie pierwsza niespodzianka!
Mam za mało pieniędzy na koncie,
-to mówię że brakującą kwotę dopłacę w gotówce,
-a Pani zza okienka mnie poinformowała ze swoją kasjerską uprzejmością że nie może zrobić dwóch różnych płatności,
-na co odpowiedziałem że pójdę szybko do kantoru i doniosę resztę.
Na nic się to zdało bo pociąg który miał mnie dowieść rano do gdańska odjechał także pozostało mi spędzić całą noc na dworcu centralnym aż do odjazdu następnego pociągu to jest o 5 30,
Miejsce to szczególnie nie napawało mnie radością był tam szaro brudno pełno różnych ciemnych typów nie wiadomo jak wyglądających. Była tam biegająca młodzież w wieku można śmiało powiedzieć bardzo młodym, narkomanów , drobnych pijaczków i bezdomnych.
-Pytających masz 5 złoty lub kopsnij szluga,
nie powiem irytowało mnie to i zarazem doprowadzało do szewskiej pasji.
- Spotkałem kobietę wiek około 80 lat nie zbyt ciepło ubrana smutna usiadłem obok niej i zapytałem się.
-wszystko jest w porządku u Pani,
na co mi odpowiedziała.
-Córka z domu mnie wyrzuciła gdyż nie była już jej do niczego potrzebna.
I pomyślałem sobie jak można wyrzucić z domu własną matkę która ciebie nosiła pod swoim sercem dała ci życie , wychowywała rezygnowała z siebie , wykształciła etc...
Przecież to się w głowie nie mieści.
Zal mi się Jej zrobiło i resztę czasu siedzieliśmy i nic już nie mówiliśmy po prostu trwaliśmy w milczeniu.
Po długim oczekiwaniu nadeszła godzina mojego odjazdu z Warszawy do mojego kochanego Gdańska do moich umiłowanych Kaszub jakże się cieszyłem kiedy wsiadłem do pociągu po czym zasnąłem i obudziłem się w samych Gdańsku. To był najdłuższy w mojej historii powrót do domu trwał ponad 30 godzin prawie że bez snu , wracałem szczęśliwy, radosny że będę w swojej rodzinnej wsi w moim pokoju i najbliższymi. Boże dzięki Ci za tak piękny powrót do domu z przygodami ale...dziękuje Ci za wszystko czym mnie wtedy doświadczyłeś.
A to tak naprawdę jest dopiero początek tego wszystkiego co mnie w życiu spotyka do tego momentu
środa, 13 lipca 2016
Adam którędy do Londynu
Przepraszam którędy do Londynu?
Powroty do rodzinnego domu bywają wspaniałe ale i bolesne. Wiem co mówię. Najważniejsze by wiedzieć czego się chce. Ale to jest właśnie najtrudniejsze. Zwłaszcza, gdy życie piszę ci scenariusze, których wolałbyś uniknąć.
Rodzice byli zaskoczeni.
- Co ty tutaj robisz?
-Wróciłem bo nie zaliczyłem sesji. Nie zdałem egzaminów i usunięto mnie z uczelni.
I znów trzeba było się zastanowić co dalej począć. Zajęło mi to kilka miesięcy, jak dobrze pamiętam aż do lata.
W między czasie pracowałem sobie to u jednych gospodarzy do pomagałem przy parafii aby tylko nie siedzieć w domu.
Dostałem pewną propozycje od księdza proboszcza abym pracował na parafii jako kościelny. Na początek wziął mnie na zastępstwo osoby która akurat wyjeżdżała na urlop.
Pomyślałem: czemu nie i tak nic innego nie mam do roboty.
Po tym okresie ksiądz złożył mi oficjalną propozycje a ja ją odrzuciłem.
Powód?Praca i pensja zbyt mało atrakcyjna.
Dziś wiem że to mogła być najlepsza praca. W ten czas kierowałem się tym co ziemskie i przemijające to jest kasa , prestiż , brak możliwości rozwoju etc...
Postanowiłem wyjechać do Anglii. Pod koniec lata 2006 roku wsiadłem do samolotu i wylądowałem w Londynie, ogromne miasto a pośrodku ja, człowiek ze wsi nie znający języka i szukający swego miejsca na ziemi.
Na moje szczęście w Yorku mieszkali moi dawni znajomi z mojej pierwszej pracy więc postanowili mi odrobinę pomóc. Ale żeby nie było to po wylądowaniu w Luton miałem pierwszy kontakt z polakami tam mieszkającymi. Były to młode dziewczyny polki słyszałem jak rozmawiają miedzy sobą wiec postanowiłem do nich podejść i zapytać się którym pociągiem dojadę do centrum Londynu.
Zgadnijcie co One zrobiły.
Tak, skąd wiecie, zaczęły rozmawiać po angielsku. Jak bym nie istniał. To był mój pierwszy kontakt z Polakami mieszkającymi w UK. Na moje szczęście i z Boża pomocą jakoś udało mi się dotrzeć do centrum Londynu i po telefonie do moich znajomych z Yorku odszukać dworzec autobusowy i wsiąść w odpowiedni autobus do mojego celu.
Mój pierwszy pobyt w Anglii był dość krótki bo trwał niespełna cztery miesiące. Udało mi się znaleźć prace z pomocą znajomych i ich znajomych więc nie wróciłem z pustymi kieszeniami, pracowałem tam w centrum dystrybucyjnym zabawek. Po między szukaniem pracy i roznoszeniem CV zwiedziłem trochę okolice miejsca piękne inne niż w Polsce. W tamtym okresie było bardzo mało Pana Boga moi znajomi to osoby które z Panem Bogiem nie chciały by w jakimś stopniu mieć kontakt więc i ja Go traciłem.
Najlepszy i nie zapomniany to był powrót do Polski. Aby móc dojechać na Lotnisko Johna Lennona w Liverpool musieliśmy z kolega wyjechać co najmniej dwie godziny wcześniej aby spokojnie zdążyć. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Stanęliśmy w wielkim korku pod Manchesterem na autostradzie i w ten sposób spóźniłem się 10 minut na odprawę bagażową. Pani obsługująca była nieugięta wiec co mogła mi doradzić to przebukować bilet. A najlepsze było to że samolot z Gdańska jeszcze wtedy nie wylądował , no ale widać tak miało być. Przubukowałem bilet na następny dzień, z tą małą różnicą że nie do Gdańska a do Warszawy. Wtedy na lotnisku spędziłem ok 30 godzin. Jak przygoda to przygoda! Na szczęście Dworce autobusowe , kolejowe , lotniska to miejsce gdzie czuje się rewelacyjnie można odważnie powiedzieć "jak w domu". Po 30 godzinach oczekiwania na samolot do Warszawy wsiadłem na pokład samolotu i udałem się w podróż do domu. Nie zdawałem sobie sprawy że to jeszcze nie koniec tułaczki, a kolejna wielka przygoda czeka mnie już za dwie i pół godziny w Warszawie
Powroty do rodzinnego domu bywają wspaniałe ale i bolesne. Wiem co mówię. Najważniejsze by wiedzieć czego się chce. Ale to jest właśnie najtrudniejsze. Zwłaszcza, gdy życie piszę ci scenariusze, których wolałbyś uniknąć.
Rodzice byli zaskoczeni.
- Co ty tutaj robisz?
-Wróciłem bo nie zaliczyłem sesji. Nie zdałem egzaminów i usunięto mnie z uczelni.
I znów trzeba było się zastanowić co dalej począć. Zajęło mi to kilka miesięcy, jak dobrze pamiętam aż do lata.
W między czasie pracowałem sobie to u jednych gospodarzy do pomagałem przy parafii aby tylko nie siedzieć w domu.
Dostałem pewną propozycje od księdza proboszcza abym pracował na parafii jako kościelny. Na początek wziął mnie na zastępstwo osoby która akurat wyjeżdżała na urlop.
Pomyślałem: czemu nie i tak nic innego nie mam do roboty.
Po tym okresie ksiądz złożył mi oficjalną propozycje a ja ją odrzuciłem.
Powód?Praca i pensja zbyt mało atrakcyjna.
Dziś wiem że to mogła być najlepsza praca. W ten czas kierowałem się tym co ziemskie i przemijające to jest kasa , prestiż , brak możliwości rozwoju etc...
Postanowiłem wyjechać do Anglii. Pod koniec lata 2006 roku wsiadłem do samolotu i wylądowałem w Londynie, ogromne miasto a pośrodku ja, człowiek ze wsi nie znający języka i szukający swego miejsca na ziemi.
Na moje szczęście w Yorku mieszkali moi dawni znajomi z mojej pierwszej pracy więc postanowili mi odrobinę pomóc. Ale żeby nie było to po wylądowaniu w Luton miałem pierwszy kontakt z polakami tam mieszkającymi. Były to młode dziewczyny polki słyszałem jak rozmawiają miedzy sobą wiec postanowiłem do nich podejść i zapytać się którym pociągiem dojadę do centrum Londynu.
Zgadnijcie co One zrobiły.
Tak, skąd wiecie, zaczęły rozmawiać po angielsku. Jak bym nie istniał. To był mój pierwszy kontakt z Polakami mieszkającymi w UK. Na moje szczęście i z Boża pomocą jakoś udało mi się dotrzeć do centrum Londynu i po telefonie do moich znajomych z Yorku odszukać dworzec autobusowy i wsiąść w odpowiedni autobus do mojego celu.
Mój pierwszy pobyt w Anglii był dość krótki bo trwał niespełna cztery miesiące. Udało mi się znaleźć prace z pomocą znajomych i ich znajomych więc nie wróciłem z pustymi kieszeniami, pracowałem tam w centrum dystrybucyjnym zabawek. Po między szukaniem pracy i roznoszeniem CV zwiedziłem trochę okolice miejsca piękne inne niż w Polsce. W tamtym okresie było bardzo mało Pana Boga moi znajomi to osoby które z Panem Bogiem nie chciały by w jakimś stopniu mieć kontakt więc i ja Go traciłem.
Najlepszy i nie zapomniany to był powrót do Polski. Aby móc dojechać na Lotnisko Johna Lennona w Liverpool musieliśmy z kolega wyjechać co najmniej dwie godziny wcześniej aby spokojnie zdążyć. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Stanęliśmy w wielkim korku pod Manchesterem na autostradzie i w ten sposób spóźniłem się 10 minut na odprawę bagażową. Pani obsługująca była nieugięta wiec co mogła mi doradzić to przebukować bilet. A najlepsze było to że samolot z Gdańska jeszcze wtedy nie wylądował , no ale widać tak miało być. Przubukowałem bilet na następny dzień, z tą małą różnicą że nie do Gdańska a do Warszawy. Wtedy na lotnisku spędziłem ok 30 godzin. Jak przygoda to przygoda! Na szczęście Dworce autobusowe , kolejowe , lotniska to miejsce gdzie czuje się rewelacyjnie można odważnie powiedzieć "jak w domu". Po 30 godzinach oczekiwania na samolot do Warszawy wsiadłem na pokład samolotu i udałem się w podróż do domu. Nie zdawałem sobie sprawy że to jeszcze nie koniec tułaczki, a kolejna wielka przygoda czeka mnie już za dwie i pół godziny w Warszawie
wtorek, 12 lipca 2016
Adam czas wyboru drogi
Krok w przód. Dwa kroki wstecz. Dlaczego Bóg nie prowadzi mnie prostą drogą do celu? Gdy wydaje mi się, że już wypłynąłem na szerokie, czyste wody, to natychmiast okazuje się że się bardzo myliłem, ale to bardzo się myliłem.
-Nie jesteś jeszcze gotowy...-stwierdziła polonistka tuż przed maturą.
Zabolało, ale przyjąłem to spokojnie. Spotkaliśmy się rok później, chyba ku jej ogromnemu zaskoczeniu.
Zdałem już egzaminy bez przeszkód. I wtedy dopiero się zacząłem zadawać sobie pytanie "co dalej"?
Po długim namyśle postanowiłem spróbować swoich sił na studiach. Pamiętam że przed samym wyborem kierunku dużo rozmawiałem z Panem Bogiem i to był moment kiedy po długim czasie na nowo rozpocząłem prowadzić dialog z Bogiem. Ja sam pochodzę z religijnej rodziny gdzie Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, ale po tym jak rozpocząłem prace , poznałem nowych kolegów którzy byli z całkiem innego środowiska i innymi wartościami się kierowali gdzie wieczna zabawa była w ich życiu , to postanowiłem wtopić się w tłum i dopasować się do otoczenia, także zapominałem stopniowo o Panu Bogu aż i w końcu przestałem chodzić do kościoła. Znaczy wierzyłem ale nie praktykowałem taką obrałem taktykę.
Do tego to jeszcze wrócę tylko odrobinę później.
Sam wybór mojej drogi życiowej był związany z tym co jako dziecko mając 6 lat odczuwałem w swoim sercu -słyszałem Głos Boga pójdź za mną.
Więc kiedy zdałem Maturę ,rzuciłem swoją pracę zmieniłem środowisko ludzi w którym się obracałem i ruszyłem na przód, nie zważając na trudności które spotykałem. Zły duch wtedy dawał szczególnie o sobie znać na różne sposoby.
W tym czasie do mojej Parafii przybył nowy wikariusz ks Wojtek który bardzo mi w tym czasie pomógł pewne rzeczy uporządkować i zrozumieć to wszystko co się dzieje. Kiedy już się zdecydowałem na pójście za głosem serca musiałem pójść do ks Proboszcza i prosić o wystawienie odpowiednich dokumentów i wtedy mogłem jechać i spotkać się z Rektorem oraz przedstawić Mu dokumenty i prosić o przyjęcie.
Sam pobyt w wyższym seminarium duchownym wspominam sobie jako czas nie zwykłej Łaski Pana Boga który dał mi możliwość poznania samego siebie odrobinę , pozwolił abym spojrzał w głąb swego serca.
Sama nauka przychodziła mi z ogromną trudnością dużo nowych zagadnień z którymi ja nie potrafiłem sobie poradzić, co sprawiło że zawaliłem sesje egzaminacyjną co skutkowało po naradzie Księży Profesorów usunięcie mnie z szeregów alumnów.
Pamiętam że ten fakt to spadł na mnie jak grom z jasnego nieba tak jak by ktoś wylał na Ciebie wiadro lodowatej wody. Szok i nie dowierzanie i pytanie co to teraz będzie, co powiem Rodzinie, jak mam to powiedzieć Księdzu proboszczowi i w końcu co będą mówić ludzie. Jak opuszczałem Mury mojej Alma Mater to był to okres Wielkiego postu czas Rekolekcji , pozwolono dotrwać mi do końca czasu tych rekolekcji następnie musiałem opuścić to miejsce z którym było mi się trudno rozstać, bo przecież miałem być księdzem a zostałem z niczym.
Przyjechał ksiądz proboszcz po mnie pomógł mi zabrać moje rzeczy i przejść przez to wszystko. Pamiętam że On jako jedyny nie zadawał żadnych pytań tylko milczał. A potem da mi dobrą radę. Nie przejmuj się tym co inni będą gadać. Bo będą gadać. Ale taka jest natura człowieka. To po kilku dniach się skończy.No i się miał racje. Ludzie najpierw gadali. Ale po kilku dniach się skończyło, a ja musiałem coś zrobić ze swoim życiem. Tylko co?
-Nie jesteś jeszcze gotowy...-stwierdziła polonistka tuż przed maturą.
Zabolało, ale przyjąłem to spokojnie. Spotkaliśmy się rok później, chyba ku jej ogromnemu zaskoczeniu.
Zdałem już egzaminy bez przeszkód. I wtedy dopiero się zacząłem zadawać sobie pytanie "co dalej"?
Po długim namyśle postanowiłem spróbować swoich sił na studiach. Pamiętam że przed samym wyborem kierunku dużo rozmawiałem z Panem Bogiem i to był moment kiedy po długim czasie na nowo rozpocząłem prowadzić dialog z Bogiem. Ja sam pochodzę z religijnej rodziny gdzie Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, ale po tym jak rozpocząłem prace , poznałem nowych kolegów którzy byli z całkiem innego środowiska i innymi wartościami się kierowali gdzie wieczna zabawa była w ich życiu , to postanowiłem wtopić się w tłum i dopasować się do otoczenia, także zapominałem stopniowo o Panu Bogu aż i w końcu przestałem chodzić do kościoła. Znaczy wierzyłem ale nie praktykowałem taką obrałem taktykę.
Do tego to jeszcze wrócę tylko odrobinę później.
Sam wybór mojej drogi życiowej był związany z tym co jako dziecko mając 6 lat odczuwałem w swoim sercu -słyszałem Głos Boga pójdź za mną.
Więc kiedy zdałem Maturę ,rzuciłem swoją pracę zmieniłem środowisko ludzi w którym się obracałem i ruszyłem na przód, nie zważając na trudności które spotykałem. Zły duch wtedy dawał szczególnie o sobie znać na różne sposoby.
W tym czasie do mojej Parafii przybył nowy wikariusz ks Wojtek który bardzo mi w tym czasie pomógł pewne rzeczy uporządkować i zrozumieć to wszystko co się dzieje. Kiedy już się zdecydowałem na pójście za głosem serca musiałem pójść do ks Proboszcza i prosić o wystawienie odpowiednich dokumentów i wtedy mogłem jechać i spotkać się z Rektorem oraz przedstawić Mu dokumenty i prosić o przyjęcie.
Sam pobyt w wyższym seminarium duchownym wspominam sobie jako czas nie zwykłej Łaski Pana Boga który dał mi możliwość poznania samego siebie odrobinę , pozwolił abym spojrzał w głąb swego serca.
Sama nauka przychodziła mi z ogromną trudnością dużo nowych zagadnień z którymi ja nie potrafiłem sobie poradzić, co sprawiło że zawaliłem sesje egzaminacyjną co skutkowało po naradzie Księży Profesorów usunięcie mnie z szeregów alumnów.
Pamiętam że ten fakt to spadł na mnie jak grom z jasnego nieba tak jak by ktoś wylał na Ciebie wiadro lodowatej wody. Szok i nie dowierzanie i pytanie co to teraz będzie, co powiem Rodzinie, jak mam to powiedzieć Księdzu proboszczowi i w końcu co będą mówić ludzie. Jak opuszczałem Mury mojej Alma Mater to był to okres Wielkiego postu czas Rekolekcji , pozwolono dotrwać mi do końca czasu tych rekolekcji następnie musiałem opuścić to miejsce z którym było mi się trudno rozstać, bo przecież miałem być księdzem a zostałem z niczym.
Przyjechał ksiądz proboszcz po mnie pomógł mi zabrać moje rzeczy i przejść przez to wszystko. Pamiętam że On jako jedyny nie zadawał żadnych pytań tylko milczał. A potem da mi dobrą radę. Nie przejmuj się tym co inni będą gadać. Bo będą gadać. Ale taka jest natura człowieka. To po kilku dniach się skończy.No i się miał racje. Ludzie najpierw gadali. Ale po kilku dniach się skończyło, a ja musiałem coś zrobić ze swoim życiem. Tylko co?
poniedziałek, 11 lipca 2016
Adam do biegu gotów start
Jak mi się wydaje z mojego doświadczenia z czasów bycia nastolatkiem, że wolność i swoboda jest najlepsza zero kontroli rodziców. Brzmi całkiem fajnie ale czy jest tak naprawdę?
Najlepsze lata w życiu to moment edukacji i beztroskiej zabawy i dzieciństwa. Jeżeli myślisz że życie dorosłej osoby która jest wolna i niezależna pod wieloma względami to nie jest to do końca prawda.
Wszystko się zaczęło kiedy skończyłem swoja edukacje i już nie zamierzałem więcej się uczyć.Cieszyłem się wolnością. I mówiłem jak to jest fajnie być dorosłym i robić co chcę przychodzić późno do domu, to że rodzice przestaną mi mówić co można a czego nie, to było tylko chwilowe uniesienie nie trwało to zbyt długo, szybko zacząłem się zastanawiać i myśleć czy to już jest wszystko co się nazywa życiem dorosłym?
To pytanie długo długo słyszałem w swym sercu. I rodziły się kolejne pytania... Nikt mnie nie prowadził nie pomagał mi przy wyborze drogi powołania. Miałem różne marzenia i oczekiwania tylko nie chciało mi się czekać, pragnąłem mieć wszystko na teraz prestiż, pieniądze drogie ciuchy etc...
Byłem leniwy acz jak to moja nauczycielka od muzyki mawiała, leniwy ale zdolny. Kiedy znalazłem swoja pierwszą prace która nie była związana z moim zawodem wyuczonym, stwierdziłem że na jakiś czas mogę tam pozostać i zobaczyć co z tego wyniknie. Starałem się pracować jak najlepiej potrafię , liczyłem na to że ktoś to zobaczy i doceni , lata mijały a ja dalej robię to co robię, przestało mi się to podobać ponieważ byłem zauważony tylko nie doceniony, miałem miano solidnego , punktualnego , pomocnego pracownika na którego można liczyć, takie słowa działały na mnie bardzo budująco tylko że chciałem czegoś więcej, pragnąłem rozwoju osobistego.
Dla młodego człowieka który zaczyna dopiero swoją drogę zawodową to jest ważny aspekt aby móc się rozwijać. To co robiłem czym się zajmowałem nie było to nic szczególnego byłem odpowiedzialny za obsługę klienta oraz poprawne funkcjonowanie mojego działu. Pracowałem w jednym gdańskich hipermarketów. W między czasie postanowiłem pójść do szkoły średniej i zrobić maturę.
Pracowałem od wczesnego rana a zaraz po pracy szedłem do szkoły, i to był moment kiedy zrozumiałem stare przysłowie :Nigdy niemów nigdy:
Było to monetami męczące, miałem cel i motywacje Matura i tylko to pozwoliło mi skończyć to co rozpocząłem. Sama nauka trwała 3 lata. Wybór szkoły był też związany z poborem do wojska którego bardzo się bałem , gdyż nasłuchałem się od starszych kolegów różnych opowieści o fali w wojsku. Także to była również dla mnie ogromna motywacja aby skończyć tę szkołę i odwlec moment pójścia do koszar wojskowych , założyć mundur oraz opinacze , zgolić głowę na zero.
Mnie to przerażało!
I tak wszystko co najlepsze i szalone przychodzi później niespodziewanie jak złodziej nocą wkrada się do Twego domu..., i tak właśnie było...
Najlepsze lata w życiu to moment edukacji i beztroskiej zabawy i dzieciństwa. Jeżeli myślisz że życie dorosłej osoby która jest wolna i niezależna pod wieloma względami to nie jest to do końca prawda.
Wszystko się zaczęło kiedy skończyłem swoja edukacje i już nie zamierzałem więcej się uczyć.Cieszyłem się wolnością. I mówiłem jak to jest fajnie być dorosłym i robić co chcę przychodzić późno do domu, to że rodzice przestaną mi mówić co można a czego nie, to było tylko chwilowe uniesienie nie trwało to zbyt długo, szybko zacząłem się zastanawiać i myśleć czy to już jest wszystko co się nazywa życiem dorosłym?
To pytanie długo długo słyszałem w swym sercu. I rodziły się kolejne pytania... Nikt mnie nie prowadził nie pomagał mi przy wyborze drogi powołania. Miałem różne marzenia i oczekiwania tylko nie chciało mi się czekać, pragnąłem mieć wszystko na teraz prestiż, pieniądze drogie ciuchy etc...
Byłem leniwy acz jak to moja nauczycielka od muzyki mawiała, leniwy ale zdolny. Kiedy znalazłem swoja pierwszą prace która nie była związana z moim zawodem wyuczonym, stwierdziłem że na jakiś czas mogę tam pozostać i zobaczyć co z tego wyniknie. Starałem się pracować jak najlepiej potrafię , liczyłem na to że ktoś to zobaczy i doceni , lata mijały a ja dalej robię to co robię, przestało mi się to podobać ponieważ byłem zauważony tylko nie doceniony, miałem miano solidnego , punktualnego , pomocnego pracownika na którego można liczyć, takie słowa działały na mnie bardzo budująco tylko że chciałem czegoś więcej, pragnąłem rozwoju osobistego.
Dla młodego człowieka który zaczyna dopiero swoją drogę zawodową to jest ważny aspekt aby móc się rozwijać. To co robiłem czym się zajmowałem nie było to nic szczególnego byłem odpowiedzialny za obsługę klienta oraz poprawne funkcjonowanie mojego działu. Pracowałem w jednym gdańskich hipermarketów. W między czasie postanowiłem pójść do szkoły średniej i zrobić maturę.
Pracowałem od wczesnego rana a zaraz po pracy szedłem do szkoły, i to był moment kiedy zrozumiałem stare przysłowie :Nigdy niemów nigdy:
Było to monetami męczące, miałem cel i motywacje Matura i tylko to pozwoliło mi skończyć to co rozpocząłem. Sama nauka trwała 3 lata. Wybór szkoły był też związany z poborem do wojska którego bardzo się bałem , gdyż nasłuchałem się od starszych kolegów różnych opowieści o fali w wojsku. Także to była również dla mnie ogromna motywacja aby skończyć tę szkołę i odwlec moment pójścia do koszar wojskowych , założyć mundur oraz opinacze , zgolić głowę na zero.
Mnie to przerażało!
I tak wszystko co najlepsze i szalone przychodzi później niespodziewanie jak złodziej nocą wkrada się do Twego domu..., i tak właśnie było...
niedziela, 10 lipca 2016
Adam życie jest nowelą
Jeżeli ktoś myśli że życie to bajka to zapraszam to czytania, a sam się przekonasz że życie każdego z Nas ma inny unikatowy scenariusz.
Cześć jestem Adam mam 35 lat i jestem poszukiwaczem jakkolwiek to zrozumiesz. Z czasem jak zacznie przebywać postów to wszystko się przed Tobie odkryje. Dla mnie osobiście jest to nowe doświadczenie opisanie tego wszystkiego co jak sądzisz może być dla Ciebie w pewnym sensie świadectwem kiedy przyjmuje się decyzje które są podejmowane pod wpływem chwili bądź po dłuższym przemyśleniu. Od prawie 8 lat mieszkam w Liverpool, to tutaj tak naprawdę wszystko się zaczęło...
Cześć jestem Adam mam 35 lat i jestem poszukiwaczem jakkolwiek to zrozumiesz. Z czasem jak zacznie przebywać postów to wszystko się przed Tobie odkryje. Dla mnie osobiście jest to nowe doświadczenie opisanie tego wszystkiego co jak sądzisz może być dla Ciebie w pewnym sensie świadectwem kiedy przyjmuje się decyzje które są podejmowane pod wpływem chwili bądź po dłuższym przemyśleniu. Od prawie 8 lat mieszkam w Liverpool, to tutaj tak naprawdę wszystko się zaczęło...
Subskrybuj:
Posty (Atom)