Biegnę, rozmyślam, lękam się tego
że zostanę z niczym, że na starość poprzez że będę spełniam
swe marzenia pozostanę sam bez niczego. Czego pragnie moje serce to
wie sam dobry Bóg. Czy bieg za uznaniami,za awansami,nagrodami ma
sens?
Ponad miesiąc temu wróciłem do
mojego ojczystego domu. Sądziłem że aklimatyzacja będzie
przebiegać spokojnie i bez boleśnie. W tym czasie nie jeden miałem
kryzys związany z samotnością, próbowałem i nadal próbuje
nawiązać jakikolwiek kontakt z ludźmi którzy byli bliscy memu
sercu, których uważałem za swoich przyjaciół. Niestety realia
okazały się zupełne inne. Za wysokie progi. Oni wszyscy robią
kariery, zdobywają awanse i bawią się na salonach wśród ludzi na
poziomie. Niestety moja osoba nie pasuję do ich profilu. I też
okazało się że zostałem zupełnie sam. Na szczęście mam tutaj
Rodziców i siostry oddalone prawie 400km ale oni po prostu Są. Wiem
że chociaż z nimi mogę chwilę porozmawiać. I mam również
Najlepszego i Jedynego tutaj ziemskiego Przyjaciela który nigdy mi
nie powie że nie ma czasu,On po prostu jest i wiem że na Nim Jego
wspaniałej Żonie Alinie mogę zawsze liczyć. A i do tego też
należy doliczyć moją Liverpoolską rodzinę, są to ludzie do
których zawsze mogę się odezwać i nikt z Nich mi nie powie sorry
nie mam czasu. Czas to wszystko pokazuję jakimi się otaczamy
ludźmi. Bóg daje nam tych których są nam potrzebni.
A druga sprawa to lęk,dziś sobie
uświadomiłem że znalazłem się na etapie na którym zacząłem
zbyt dużo kombinować panikować i zacząłem bać się realizować
to z czym wróciłem do Polski. Mam dwa marzenia które są takim
motorem napędowym do działania. Pierwsze to świat z całym jego
pięknem i piekłem które się dzieje, a drugie to własna
kawiarnia, w ostatnim czasie skończyłem pisać swój biznesplan, po
rozsyłałem gdzie się tylko dało, to jest dotacje unijne, tzw
anioły biznesu czy celebryci np. Magda Geslerr. Mam pomysł wizje
ale być może tak się stać że na papierze się ta wizja skończy.
Najzwyczajniej w świecie nie mam funduszy na rozkręcenie tego
biznesu dlatego piszę i wysyłam swój pomysł do różnych osób
czy instytucji.
Nie jestem karierowiczem, do życia nie
potrzebuję dużo, ważne abym miał gdzie spać i co do zjedzenia, a
wszystko inne Bóg się zawszę troszczył. Nie jeden pewnie zadał
sobie pytanie z Was tyle lat w UK i nie ma pieniędzy odpowiadam że
nie mam nie należę do osób które mają coś odłożone na czarną
godzinę,pewnie powiedzcie że to nie odpowiedzialne,jedyne co mogę
odpowiedzieć po co mam gromadzić sobie skarby tutaj na ziemi skoro
do grobu tego nie zabiorę. Moim skarbem są otwarte serca ludzi ich
radości i smutki ich rozmowy czy wspólne spędzone chwile. To jest
najpiękniejszy skarb być dla innych wypalać się dla Nich z
miłości do Jezusa.
Nie ten jest wielki i Jego portfel
który mierzy wartość swego szczęścia saldem na koncie a ten kto
daje to co ma najcenniejsze swoje otwarte serce i czas.